Rock Room - Forum fanów muzyki gitarowej
Rock Room - Forum fanów muzyki rockowej

Muzyka od drugiej strony - Najważniejsze Albumy

edgeofthorns - 2009-02-25, 16:55
Temat postu: Najważniejsze Albumy
Karharoth napisał/a:
Jak w temacie, 10 najważniejszych/ulubionych albumów + zdanie lub 2 :P


Dream Theater - Falling Into Infinity Album do którego mam szczególny sentyment, pierwszy Dreamów i pierwszy metalowy..."Hollow Years" kocham ponad wszystkie ballady

Anathema - The Silent Enigma - pierwsza styczność z depresyjną muzyką, idealnie odtwarzajacą o taczajacy nasz świat, do dziś najczęsciej z płyt Antahemy po ną sięgam

Nightwish - Wishmaster- pierwsza plyta Nightwisha przesłuchana w całości, łzy na "Dead Boys Poem", geniusz Tuomasa, piękny wokal Tarji...

Sonata Arctica - Ecliptica - "Full Moon" najpiekniejszy utwór Tony'ego, nie widzę słabych utworów na tej plycie i bardzo często do niej wracam

Katatonia - Tonight's Decision - Stara Katatonia była genialna(co nie znaczy,że nowy styl jest zły), "I Am Nothing" czy "For my demons" są dla mnie szczególne...pięknie opisany smutek, żal i odrzucenie...

Communic - Conspiracy In Mind - piekne progresywne granie i niesamowity "The Distance" od którego cięzko się oderwać nawet po bardzo długim czasie

Dream Theater - Scenes From A Memory - kolejna perełka DT, spójny wieloznaczny album i co najwazniejsze posiada przecudne ballady."Trough Her Eyes"...


Story Of The Year - Page Avenue post-hardcore'owa energia zawarta w muzyce, życiowe teksty i klimatyczne kompozycje, młodzieńcza pasja...

Saturnus - Weronika Decides To Die - cięzko cokolwiek napisać, świetnie dopracowana płyta, fantastyczne riffy + urokliwe teksty.Boskie "All Alone" i "To The Dreams".

The Old Dead Tree - The Nameless Disease - Tu już nic nie piszę, bo za duzo czasu by to zajęło ;)



edgeofthorns napisał/a:
Opeth - Damnation - uwielbiam tą płyte, ze specyfinczy styl, za Opetha bez darcia ryja, za bluesowe solówki i ciepły, głęboki bas.
Limp Bizkit - Chocolate Starfish And The Flavored Water - bo mi się podoba styl, energiczność. łatwo się wchłania. Podoba mi się brzmienie. A zaczalem sluchac jej majac chyba... 14 lat. Boże! Ta płyta ma już 8 lat!:D
Virgin Snatch - In The Name Of Blood - dobrze nagrana, ciężka płyta. Klimaty, które mi ogromnie do gustu przypadają.
Alex Skolnick Trio - Goodbye to Romance - jazzowy 'TestAmenT' - to wszystko wyjasnia :)
Alice In Chains - Facelift - uwielbiam ją. spójność a zarazem nieobliczalna ekspresja. Najlepsza ich płyta, wg mnie (względnie mogę przyznac, ze 'Jar Of Flies' też osiągnął status 'gold':)) Jeden z bardziej szanowanych przeze mnie kapel.
Black Label Society - Shot to Hell - Wszyscy dobrze wiemy, że Zakk to stary wyjadacz i jego płyty są niesamowite. A wybieram tą, bo akurat ją teraz (znowu) wałkuje. I za flażolety! :)
Pearl Jam - Ten - jest to dla mnie poprostu esencja ducha rock'n'rolla, grungu (takiego dobrego).
DamagePlan - New Found Power - odświeżona Pantera, choć bez Phila, ale jeszcze z Dime'em. Wulgarna, energiczna, szybka, świetna.
Pink Floyd - Wish You Were Here - czy to jest naprawde konieczne? ;)
Shinedown - Leave a Whisper - bo to jest dobre, rockowe, nieudziwnione granie, bo uslyszalem kapele miesiące temu i szukałem, szukałem... i znalazłem. Ale to szukanie tylko mnie nakręciło, a cała płyta mile zaskoczyła.



MojaStara napisał/a:
Opeth - Blackwater Park zespół absolutnie genialny i jego najgenialniejsza płyta :) Są na niej i spokojne ballady z typowym ciepłym głosem Mikeala ( Harvest ) jak i również growling, na przemian z prostym i czystym śpiewem ( Bleak, The Drapery Falls )
Katatonia - Viva emptiness - świetna sekcja gitary dużo wyraźniejsza niż np na Brave Murder Day, i wokal jest dużo czystszy. Podczas niektórych utworów aż przechodzą ciarki. Wg. mnie najlepsze to Omerta, Sleeper, Will I Arrive, A premontion.
Metallica- Master of puppets - najlepsza z metallicowym. porządne thrashowe napieprzanie :D
Porcupine Tree - Fear of a blank planet
psychodelicznie i progresywnie czyli to co lubię :P po za tym teksty poruszające tematy naszej "pustej planety" . Brak klimatu temu krążkowi na pewno nie można zarzucić. Wprowadzają go szczególnie takie kawałki jak " Sleep together " czy' " My ashes"
Anathema- Alternative 4. Mój ulubiony album brytyjskiej anathemy, z przodującym " Empty" i "Lost control". A po za tym te klawisze... po prostu genialne
Tarot - Suffer our pleasour - nie zbyt znany zespół z Finlandii, na wokalu Marco Hietala z Nightwish. Jest to stara płyta, dużo lepsza od niedawno wydanej Crows fly back ( co nie znaczy , że ta jest zła :P ) , oryginalne dźwięki i melodyjność, utwory stylizowane na lata 80.
Nightwish - Once. uznana oficjalnie za najlepszą płyte nightwisha i ja się do tej opinii dopiszę. Numer 1 , tuż przed Century Child. Za co? Zapewne za dopracowane głosy Tarji i Marca, cudowne skrzypce i ogólna ścieżka instrumentalna. Wish i had an angel - coś z Rammsteina czy mi się wydaje? , Nemo - chyba mi się nigdy nie znudzi... , i moja ulubiona The Siren. Coś z psychodelii i z opery, i z metalu progresywnego no cudo. A w dodatku znowu te skrzypce :DD
dobra ale sie rozpisałam



Dymitr napisał/a:
Carcass - Swansong

i..

..wystarczy !! :]



kaco321 napisał/a:
1. Nirvana - In Utero
Dlaczego lubię najbardziej ten album od innych (tego bandu) ? Pewnie dla tego, że płyta ma różnorodne kawałki... Są na niej utwory akustyczne Dumb, punkowo-noisowe Milk it, schizy Radio Friendly... a także hiciory Heart-Shaped Box a na dodatek nie jest sprasowana jak Nevermind. Trochę się zastanawiałem, czy wybrać Bleach czy In Utero, po namyśle wybrałem In Utero... Bleach ma dużo więcej brudu i czasem wydaje mi się, że ma trochę brzmień w stylu Fugazi, do których się jeszcze nie przyzwyczaiłem (jeszcze). Oprócz tego, wybrałem ją, gdyż pracował nad nią Steve Albini. Trochę szkoda, że You Know You're Right nie znalazło się na tym albumie.

2. Alice in Chains - Tripod
Ostatni album ze Staley'em. Brudny, mroczny, dołujący jednym słowem grandżowy. Mimo, że Layne powrócił do nałogu, to pyta i tak nie ucierpiała. Ma ona swoje perełki takie jak Frogs czy Sludge Factory, nie brakuje na nim utworów zaśpiewanych przez Jeremiasza - Grind czy ballada Heaven Beside You. Mogliby jeszcze wsadzić do niego utwór Died i wszystko byłoby gites :rolleyes:

3. Pearl Jam - Ten
AiC ma Dirt, Metallica Majstera of Tapets a Pearl Jam ma Ten. Nie znam fana PJ, którego ulubioną płytą nie jest Ten, świadczy to już o geniuszu tego albumu. Świetny wokal i gitary. Mimo, że to mój ulubiony album to nie ma na nim mojego ulubionego utworu :p Rearviewmirror.

4. Soundgarden - Badmotorfinger
Chyba najcięższa płyta Soundgardenu, nie ma na niej ani jednego utworu akustycznego. To właśnie na tym albumie jest mój ulubiony utwór Jesus Christ Pose. Johny Cash zrobił cover utworu Rusty Cage.

5. Sonic Youth - Dirty
Album alternatywnej grupy z US&A. Pełen gitarowych zgrzytów, brudu. Znajdują się na nim schizowe kawałki jak i petardy. Sam nie wiem, który utwór jest moim ulubionym.

6. Pantera - Cowboys from Hell
Wszyscy tu zapodają metalowe kapele, a ja taki jeden Robinsonek Crusoe... Chyba od tego albumu (i innych tej kepeli) naprawdę polubiłem 'Metal'.

7. Pixies - Sufer Rosa
Kolejne dzieło... często są porównywani do Sonic Youth, ale ich kawałki są dużo bardziej melodyjne a wokal łagodniutki jak tyłek niemowlaka z okładki Nevermind. Mimo, że nie ma tych zgrzytów to i tak bardzo go lubię. Ulubiony kawałek to Bone Machine.

8. Tool - Undertow
Żaden inny ich album, tak do mnie nie przemawia. Czasami wydaje mi się, że ma on coś w sobie z grandżu. Najbardziej odpowiada mi na nim perkusja.

9. Dinosaur Jr. - Bug
Tyle lat już mam go na dysku, a dopiero niedawno usłyszałem jego geniusz, podczas oglądania 1991: The Year Punk Broke grali wtedy Freak Scene. Na żywo brzmią dużo lepiej.

10. Wipers - Is This Real?
Wielu nazywa Grega Sage - wirtuozem Punku :p Na albumie znajdują się smęty w stylu Joy Division jak i energiczne punkowe kawałki.



Angie napisał/a:
Długo się zastanawiałam nad tym jak ta lista powinna wyglądać. Prześledziłam wszystkie płyty które mam, zrobiłam ogólny rozrachunek i doszłam do wniosku, ze właśnie te narobiły największego spustoszenia w mojej główce :)


1. Katatonia - Viva Emptiness
Co tu dużo gadać na wstępie, po prostu kocham ten zespół. Chyba każdy już o tym wie :) Rozpływałam się już nad nimi w wątku im poświęconym, wiec teraz skupię się na tej jednej płycie. Wybrałam ją bo to właśnie od niej zaczęła się ta przecudnej urody miłość. Płyta na której nie zmieniłabym nic, nie ma tam ani jednego słabego utworu. Jest porywająca, dająca kopa a jednocześnie pełna smutku i tęsknoty. Pokręcona i pełna sprzeczności. Taką Katatonię lubię najbardziej.

2. Anathema - Judgement
Pierwsza płyta Anathemy, która dosłownie mnie zmiażdżyła. Poprzednie też były niesamowite ale to właśnie na tej zespół pokazał w pełni swoje mozliwości. Myślę, że geniuszu "Judgement" Anathema juz nie przebije. Ktoś kiedyś opisał tą płytę w dwóch trafnych słowach: "najdoskonalsze piękno". Myślę, ze to w zupełności wystarczy...

3. Savatage - Poets and Madman
Miałam trudność z wyborem ulubionego albumu Savatage. Trafiło właśnie na ten, ponieważ jest kwintesencją całej wspaniałej twórczosci tego zespołu. Życzyłabym sobie, żeby każdy zespół goszczący tyle czasu w metalowym światku odchodził w tak wielkim stylu. Ta płyta jest doskonała w każdym calu, nawet nie chcę tej muzyki zamykac w żadne ramy, to po prostu Savatage. "Morphine Child", "Back to a reason" i w zasadzie cała reszta - jeden wielki emocjonalny orgazm.

4. Swallow the Sun - Hope
O tym albumie mogłabym pisać długo. Już nieraz wyrażałam nad nim mój zachwyt, jak i nad całym zespołem. Powiem jedno, odkąd poznałam tą płytę chyba bym zwariowała gdybym nie posłuchała jakiegoś kawałka z niej choćby raz dziennie.
Tak jak kiedyś pisałam, są tam dźwięki które potrafią pobudzić najczulsze zakamarki duszy, wyzwolić emocje, oderwać od rzeczywistości.. I jest tez coś czego nie jest łatwo się doszukac w doomie - nadzieja. "The Justice of Suffering", "These Low Lands", tytułowe "Hope" to piękno w czystej postaci, utwory przy których nie potrafię powstrzymać łez.

5. Saturnus - Veronica Decides To die
Ta płyta to kolejne doomowe arcydzieło.Urozmaicona, skomplikowana, przytłaczająca swym ciężarem, niesamowicie piękna. Zespół posiada wręcz genialnego wokalistę, do tej pory nie słyszałam lepszego growlu (no moze tylko poza
Mikaelem z Opethu). To niesamowite jaki klimat można zbudować za pomocą samego wokalu. Do tego dochodzą jeszcze miażdzące dźwięki gitar, które dopełniają ten specyficzny klimat. Gdybym miała wybrać utwór, który mieliby puścić na moim pogrzebie, byłby to "All Alone". Innego sobie nie wyobrazam. Kolejny z cyklu: "o kurde, to o mnie?". Piękny, smutny tekst i do tego emocjonalna melorecytacja. Kocham w ten sposób przemyślane utwory.

6. Opeth - Watershed
Słyszałam o tej płycie różne opinie. Moim zdaniem jest to najlepszy album w ich karierze przebijający nawet Damnation. Po prostu metal progresywny w najlepszym wydaniu, czysty wokal naprzemian z growlem, świetne gitary, brak niepotrzebnych dłużyzn i zapychaczy, do tego ból i melancholia. Utwór "Burden" rozdziera mnie na kawałki. Brak mi słów. Płyta roku jak dla mnie.

7. Blackfield - Blackfield II
Stevena Wilsona zdecydowanie wolę w Backfield niż w Porcupine Tree. Druga płyta tego duetu swego czasu nie schodziła z mojej playlisty i cały czas lubię do niej wracać. Jak już raz się posłucha bardzo trudno jest się uwolnić od tych melancholijnych dźwięków. Nie wiem jak w tak krótkich utworach można zawrzeć aż tyle emocji :) Kawałki "10 000 people" traktujący o moim ulubionym temacie czyli samotności oraz "End Of The World" z porażajacym refrenem należą do moich ulubionych.

8. Sonata Arctica - Silence
Ach.. Kolejny album, który bardzo wiele dla mnie znaczy. Pamiętam jakie wrażenie wywarł na mnie kiedy usłyszałam go po raz pierwszy. Byłam w takiej euforii, czułam się taka naładowana... To na nim znajduje się ta cudowna ballada "Tallulah", która nie dawała mi spokojnie zasnąć przez długi czas. Sonata to dla mnie zespół zjawisko, zespół do którego mam bardzo osobisty stosunek. Wiem, ze nie jest to żadna genialna muzyka, ale w tym momencie nie o to tu chodzi.

9. Temple of the Dog - Temple of the Dog
Musiałam w moim zestawieniu umieścić jakiś album grandżowy. Nie słucham teraz takiej muzyki zbyt często, ale to wcale nie znaczy, ze miłość mi przeszła. Czemu właśnie Temple of The Dog? Bo dla mnie ta płyta jest prawdziwą esencją nurtu grunge. Grupa została założona przez Chrisa Cornella oraz muzyków Mother Love Bone w celu upamiętnienia zmarłego wokalisty MLB - Andy'ego Wooda. Posłużę się słowami Tomasza Beksińskiego, który kiedyś w Trójce wypowiadał się o ich muzyce: "Są czasami utwory, w których uchwycone są pewne uczucia, których nie można absolutnie wyrazić słowami, choćby się mówiło, mówiło, czy nawet próbowało pisać, natomiast w tej muzyce jest absolutnie wszystko". Więcej mówić nie trzeba, na tej płycie doskonale oddany jest ból członków zespołu po śmierci przyjaciela. Myślę, że to dobra konkurencja dla "The Nameless Disease" The Old Dead Tree ;) Ale mnie osobiście Temple of the Dog urzekło bardziej...

10. Guns N' Roses - Use Your Illusion I i II
Moje początki. Byłam katowana Gunsami przez siostrę jeszcze zanim nauczyłam się dobrze chodzić i wdzięczna jestem jej za to do tej pory :) Ten album (traktuję go jako całość) jest dla mnie szczególny, bo to dzięki niemu wsiąkłam w muzykę rockową. A utwór "Don't Cry" mimo że jest juz mocno wyświechtany dalej wzbudza we mnie mnie wielkie emocje. Wspaniała muzyka, która jest dla mnie prawdziwym wehikułem czasu pozwalającym cofnąć się do najlepszego okresu w moim życiu - dzieciństwa...

Trochę się rozpisałam, ale naprawdę nie potrafiłam krócej ;)



Jojek napisał/a:
Jam się wychował na :

- Pink Floyd - The Wall
- Guns'n'Roses - Apetite for destruction
- AC/DC - The razor's edge
- Dżem - Cegła
- Nirvana - In Utero
- RHCHP - Blood Sugar Sex Magic
- Dire Straits - Alchemy
- Deep Purple - Made in Japan
- Soyka & Yanina - Neopositive
- Metallica - Metallica - Ciorny album

Jeszcze parę by się znalazło, ale jak 10 to 10.



jog napisał/a:
jej 10 mówicie? nie mam pojęcia jakie wymienić, bo jest ich więcej niż 10, więc te co się nie wcisną pójdą kiedy indziej :) ach no i numeracji nie dam bo nie mam hierarchii jakiejś. :)

fragile - nine inch nails
w sumie to każda płyta nin nadaje się na wstawienie tutaj. dałem fragile ponieważ jest to płyta o najgęstrzym chyba klimacie ze wszystkich płyt nin. jest absolutnie boska i jak każda inna niesamowicie innowacyjna. zmienia wszystko.

10 000 days - tool
bo jest szczytem tego co można zrobić idąc w tym kierunku, jest absolutnie niesamowita, głęboka, pełna kontrastów. perfekcyjna i treść i forma.

pearl jam - pearl jam
uwielbiam ją i chyba jest to moja ulubiona płyta pearl jamu. oczywiście inne uważam za równie świetne, ale z tą jestem zżyty emocjonalnie.

ok computer - radiohead
doprawdy - jak dla mnie jest wzorem "wielobarwności" w muzyce - wiecie chodzi o skomplikowane, wielowątkowe, zróżnicowane wewnętrznie utwory.

fightclub soundtrack
za to że włączam sobie go i przez kilkadziesiąt minut odpływam w pozbawiony wewnętrznych granic kosmos dźwiękowy, o bardzo pasującej jak dla mnie stylistyce. piękna.

drawing restraint 9 oraz medulla - bjork
przez rok musiałem się z tymi płytami szarpać, aż pewnego dnia zrozumiałem o co chodzi. i poczułem ich piękno w większym stopniu niż mogłem to przewidzieć - coś pięknego - polecam. walczcie z nimi, bo dają coś czego inne płyty nie mają... trzeba je przyjąć takimi jakie są, a nie dopasowywać pod swój gust itd...

akira soundtrack
nie jestem pewien ale chyba jest to najlepsza rzecz jaką dane mi było słyszeć... muzyka głęboko osadzona w japońskiej kulturze, czerpiąca garściami z innych również... eh co tu dużo mówić. tak jak z bjork - trzeba to przyjąć takim jakie jest i walczyć nie z tym ale ze samym sobą. najdziwniejsze doznanie jakie mogę sobie wyobrazić to położyć się w śniegu i słuchać tej muzyki. w całości - całych 69minut i 26sekund - bez względu na to jaka dziwna jest i co robi... polecam. tego się nie da zapomnieć.

american V i IV johnny cash
za to że są przepiękne. brak słów. najautentyczniejsze płyty wszechczasów.

songs for the deaf - queens of the stone age
największy czad jaki słyszałem. tzn wszystkie ich płyty. ta jest po prostu ulubiona. czad - jednym słowem (zdaniem) "Nicotine, Valium, Vicodin, Marijuana, Ectasy and Alcohol!!!!!!!" no i rock'n'roll - oni ratują roka jak dla mnie!!

peace love death metal - eagles of death metal
bo to czysty rock'n'roll!! totalnie!! czysty rock'n'roll!! peace love death metal!!!



pp3088 napisał/a:
1.Nightwish - Oceanborn - pierwszy raz do czynienia z cięższym graniem(pomijając LP ._.), ach pamiętam tą niepohamowaną fascynację słuchania czegoś innowacyjnego i innego od reszty.

2.Anathema - Alternative 4 - płyta, która wciągnęła mnie w doom i towarzyszyła mi przez wiele smutnych chwil w moim życiu. Czysta nostalgia, smutek, ułuda, ale i zarazem nieuchwytne piękno, tajemnica, marzenie, pragnienie. Ta płyta to misterium życia. Największe arcydzieło jakie miałem zaszczyt słuchać. W dużym stopniu płyta ugruntowała moja hierarchię wartości i rozbudziła poczucie piękna. No i te Lost Control, coś niesamowitego.

3.Katatonia - Discourages Ones - smutek, depresja, tęsknota to przy zawartych na tej płycie dźwiękach zaledwie grzeczniutkie eufemizmy. Słowo nie odda klimatu tej płyty. To coś więcej niż zwykłe dźwięki. Bardzo abstrakcyjne teksty, przypominające mi trochę francuskich symbolistów. Najbardziej depresyjny utwór jaki znam - Gone...

4. My Dying Bride - The Angel And The Dark River. Absolutny klasyk klimatycznego grania. Majestatyczne skrzypce, świetne kompozycje, klimat. Dzieło bez skazy.

5.Yndi Halda - Enjoy Eternal Bliss. Album był by wyżej ale to zaledwie epka(która trwa 65 minut). 4 kawałki, 3 trwające ponad 15 minut, a mimo to słucham tej płyty z niegasnącym entuzjazmem. Po prostu najlepsza płyta w zakresie post-rocka. Bardzo blisko tej płycie momentami do klasyki, dzięki niesamowitym skrzypcom. Najśmieszniejsze ze płyta została nagrana w liceum : O

6.Tenhi - Kauan - posłużę się sloganem - „Wyobraź sobie mglistą noc w Finlandii. Jesteś sam gdzieś w głębokich lasach w pobliżu jeziora.
Z każdym oddechem czujesz mroźne powietrze w swoich płucach, wdychając mistyczną scenerią głębiej i głębiej w swoją duszę.
Każdy oddech niesie cię bardzie i bardziej w starą krainę mitów.
Zamykasz oczy i znajdujesz się w momencie, który pragniesz zachować na zawsze...”

7.Anathema - Judgement
Genialna płyta wielkiego zespołu. Najbardziej progresywne dzieło muzyków Anathemy. Świetna rzecz pełna klimatu i nostalgii.

8. My Dying Bride - The Light At The End Of The World
Za tekst głównego utworu oraz ten fragment:
"Take my life
Take everything
Through those meadows
Of heaven
Where we ran forevermore
I wish, oh, how I wish again
With you. Oh, to be with you"

9.Cult of Luna - Cult of Luna
Miażdżące. Najlepszy post-metalowy wokal i niesamowicie miażdżące gitary. Miażdżące, tak te słowo idealnie oddaje charakter tej płyty. Agresja i melancholia, ciężar i lekkość oddawania tak skrajnych emocji. Płyta pełna kontrastu.

10. Za dużo zespołów, z czasem uaktualnie.

semako - 2009-03-07, 20:23

haha a ja mam ostatnio 5 najważniejszych albumów

qotsa
rated R
songs for the deaf
lullabies to paralyze
era vulgaris

wszystkie oczywiście w wykonaniu queens of the stone age

wypada dodać
beck - guero

radiohead - in rainbows

deftones - white pony, adrenaline, around the fur

no to tak mniej więcej się aktualnie prezentuje

Fnord - 2009-03-14, 13:30

Najważniejsze albumy? Ale jak, w historii muzyki czy w moim prywatnym rankingu? Załóżmy że chodzi o to drugie... Gdyby chodziło o najważniejsze w historii muzyki musiałbym pewnie wpisać tu parę sucharów tylko i wyłącznie dlatego że były przełomowe :)

Proszę nie sugerować się kolejnością.

TOOL - 10.000 days
Tiamat - Clouds
Archive - You all look the same to me
Pink Floyd - The final cut
Biohazard - Urban discipline
Disturbed - Sickness
White Zombie - La Sexorcisto
Fear Factory - Demanufacture
VAST - Visual audio Sensory Theater
Samael - Passage

semako - 2009-03-14, 14:45

uuu a ja sugerując się kolejnością mówię - u mnie też 10 000 days wciąż na pierwszym miejscu :DD
Dymitr - 2009-04-01, 23:20

Albumy, które najdłużej katowałem imam największy sentyment:

Samael - Ceremony of Opposites
Metallica - MoP i RTL
Iron Maiden - SSotSS i BNW
Carcass - Swansong
G`n`R - Use Your Illusion
Black Sabbath - Computer God
Slayer - Seasons in the abbys
KAt - oddech wymarłych światów
ToN - Bloody Kisses
Turbo - Kawaleria szatana
Lordi - The Monsterican Dream
Soil - Scars
In Flames - Clayman


Może nie są to najlepsze albumy, ale swojego czasu były dla mnie na tyle ważne, ze do dziś jestem w stanie "na gorąco" nazwy przytoczyć.

edgeofthorns - 2009-04-01, 23:23

Soil? No... przyznam się szczerze, że nie spodziewałem się tego po Tobie. To jest dosyć nu-metalowe, a Ty raczej tak kaprawo trawisz takie gatunki (wg Twoich relacji). Miło.

Przyznam się, że ta płyta jest naprawdę fajna. Znaczy... ogólnie pasuje mi Soil (dużo bardziej niż Soilwork - bywaja ze sobą mylone... ), nawet po zmianie wokalisty.

Dymitr - 2009-04-02, 00:14

edgeofthorns napisał/a:
Soil? No... przyznam się szczerze, że nie spodziewałem się tego po Tobie. To jest dosyć nu-metalowe, a Ty raczej tak kaprawo trawisz takie gatunki (wg Twoich relacji). Miło.


Ale ja jestem otwarty muzycznie ..nie mam tak, że "nie lubie nu-metalu, więc nie słucham"

edgeofthorns napisał/a:
Przyznam się, że ta płyta jest naprawdę fajna. Znaczy... ogólnie pasuje mi Soil... nawet po zmianie wokalisty.


Oj mi po zmianie wokalisty już nie bardzo... przywiązany do McCombsa byłem... Drowning Pool z nim mi również bardziej podchodzi, więc to pewnie o niego chodzi :)

P.S. "Halo" Rulezzzzzz.....

edgeofthorns - 2009-04-02, 00:29

Halo z Zakkiem? :D
"Przezywalem" troche zmiane wokalisty w Soilu... ale bardziej mi przeszkadzalo to jak plyta zostala nagłośniona, jak brzmiala...

tanasz - 2009-04-02, 00:39

Ok pochwalę się moimi (kolejność przypadkowa0

Apocalyptica - Cult spec. ed. - pierwszy mroczny orginał... zwłaszcza Path vol2

Ozzy Osbourne - Down to Earth - co tu dużo gadać, kto słuchał ten wie

METALLICA - S&M i GARAGE.inc - Co z tego że metallica się skończyła na kill 'em all te albumy rządzą (hahaha 4 płytki do przodu ]:-> )

DOWN - Nola -A potem były Pantery etc... Przywróciła ta płyta wiarę w rocka i metala

PINK FLOYD - DARK SIDE OF THE MOON - Najlepsza recepta na odprężenie ciemno w wygodnym fotelu i ino uczta dla słuchu.

川井憲次 - GHOST IN THE SHELL OST - j/w + mistrzowskie dzwonki

JOHNNY CASH AT SAN QUENTIN - trzeba posłuchać (i nie tylko to)

LED ZEPPELIN I-IV potem biednie było Najlepsza kapela folkowa ever

Oj chyba się zagnałem ale pozycji jest ino 8 :P więc grupa pościgowa:

Portishead - PORTISHEAD - no i co że trip-hop?

Beth Gibbons & Rustin Man - Out of season - Polecam świetna spokojna muzyczka w sam raz na spokojny jesienny wieczór (kij że do jesieni jeszcze pół roku)

POZDRO 666/69

abomination - 2009-04-02, 17:54

Dymitr napisał/a:
Albumy, które najdłużej katowałem imam największy sentyment:

Black Sabbath - Computer God



Nie chodziło Ci przypadkiem o Dehumanizer?

Dymitr - 2009-04-02, 19:23

abomination napisał/a:
Dymitr napisał/a:
Albumy, które najdłużej katowałem imam największy sentyment:

Black Sabbath - Computer God



Nie chodziło Ci przypadkiem o Dehumanizer?


Tak, oczywiście...lapsus...

Dominik - 2009-06-17, 01:42

1. Metallica - Black Album (pierwszy album metalowy jaki kiedykolwiek dane mi było usłyszeć, genialny pod każdym względem)
2. Deftones - Deftones (duszna atmosfera, ściany dźwięku, trans, wokal Chino i kompletne zapomnienie)
3. Down - Down II: A Bustle in Your Hedgerow (przecudny album Phila i spółki, jest w nim wszystko czego oczekuje od takiego zespołu jak Down)
4. Opeth - Blackwater Park (za całokształt, za klimat, za wokale, za riffy i "The Drappery Falls")
5. Pantera - Vulgar Display Of Power (najlepsza płyta Pantery, agresja, rozwścieczony głoś phila.... mmm mniam)
6. Slayer - Reign In Blood (KULT!!!!!!)
7. Pearl Jam - Vitology (super płyta, to na niej znajduje się miks wszystkiego co w Pearl Jam najważniejsze)
8. Megadeth - Youthanasia (patrz miejsce pierwsze tylko na początek wstaw "drugi")
9. Nile - Annihilation Of The Wicked (Faraon Karl Sanders w najlepszym wydaniu)
10. Corrosion of Conformity - In the Arms of God (super stoner, polecam!! )

Byłoby jeszcze z 10 pozycji plus :))

Natta - 2009-06-17, 02:30

hmm.. wybór nie będzie trudny..

1. Opeth - Blackwater Park, i
2. Opeth - Damnation. Uzasadnienia nie muszę pisać... po prostu kocham te dwa albumy. Wypisałabym tu całą dyskografię Opeth.. no ale tylko 10 trzeba..
3. The Gathering - Home. Doszłam dziś do wniosku że jednak wolę go bardziej niż if_then_else. Kojące melodie, energetyczne, radosne i melancholijne brzmienia, przecudowny wokal Anneke - i ten album przesłuchany sto tysięcy razy nigdy, przenigdy się nie znudzi..
4. Anathema - Alternative 4 - czyste piękno, emocje i smutek zamknięte w jednym krążku.
5. Tool - 10 000 days - szczególnie za obie części Skrzydeł.
6. Tiamat - A Deeper Kind Of Slumber - oniryczne, mroczne, wspaniałe!
7. Moonlight - Floe, oraz
8. Moonlight - Integrated in the System of Guilt - a jednak! za Reset, Reset, Reset...
9. Katatonia - Discouraged Ones
10. Bjork - Vespertine.

I jeszcze mnóstwo innych, też bardzo, bardzo ważnych, ale jak 10 to 10....

edgeofthorns - 2009-06-17, 07:44

1. BB King & Eric Clapton - Riding with the King - świetny klimat i niesamowicie odpręża
2. Machine Head - The Blackening - ha! to jest poprosu świetna płyta. W zasadzie dzięki niej zacząłem znowu słuchać MH. Jest to kawał dobrej i solidnej muzyki.
3. Machine Head - Hellalive - bo IMO lepszej plyty 'live' nie slyszalem. S&My i 'bezprądowce' muszą się schować...
4. Black Label Society - Mafia - w zasadzie to nie wiem... podoba mi się. ma fajny 'kształt' i dobrze się ją je.
5. Pantera - Vulgar Display of Power - agresywna, mocna i energiczna, i dynamiczna i Anselmo fajne drze paszczę.
6. Pearl Jam - Ten - to chyba oczywiste... :P
7. Pink Floyd - Wish You Were Here - jak dla mnie, jedna z najlepszych płyt Floydow. Świetny klimat. Świetne Shine On You... pt.1-5 i już troche przejedzony tytułowy kawałek. Ogólnie świetna płyta...
8. Meta - Czarny Album - myślę, że miała bardzo silny wpływ na to co teraz i wczesniej słuchałem. Druga ich płyta jaką slyszałem.
9. Savatage - Edge Of Thorns - jedyna płyta, która byłem w stanie słuchac coś ponad 3 tygodni. I tylko tej płyty.
10. G'n'R - Appetite - bo mi się podoba. Bo jest fajna, b. rock'n'rollowa. A przy tym Axl śmiesznie wygląda :DD (zwłaszcza na Welcome To The Jungle :P

arbukiwi - 2009-06-17, 16:18

1. Rise Against - The Sufferer & The Witness
Muzyka tego zespołu, a zwłaszcza ten album, a zwłaszcza piosenka Prayer of the Refugee, towarzyszyły mi w większości przełomowych etapów w moim życiu (jako że przełomów dużo skupiło się w jednym czasie, to się jej akurat udało wstrzelić w moment;) )
I w tych dobrych momentach była i w naprawdę zajebiście złych, i jakoś tak nie zwariowałam dzięki temu, ani z doła, ani ze szczęścia (bo jak wiemy, nie wiadomo co gorsze). Wyrosłam z nich już, ale sentyment będę mieć na wieki.

2. KDZKPW - 8 piętro i Lewa strona literki M
Od nich zaczęła się moja przygoda z polską alternatywą.
I znacie ten etap w życiu, kiedy wszystkie piosenki mówią 'o waszym wspólnym MY'? No to Kombajn śpiewał o naszym życiu, nawet o 8 piętrze na którym mieszkaliśmy i o tym, że papierosy odróżniamy od gum nikotynowych. I swojego czasu były to strasznie osobiste albumy dla mnie. Tya.

3. Happysad - Wszystko jedno
Pomagał mi wstawać rano, jak przestałam słuchać Kombajnu.

4. Milczenie Owiec - Twarze
Bardzo podobało mi się, że nikt tego nie słucha (nie miałam last.fm, to żyłam sobie w słodkiej nieświadomości ;) ). To była moja jedyna płyta, którą miałam w samochodzie i której ciągle, w kółko słuchałam (aż do chwili spalenia się mojego radia :c ) i kojarzy mi się baaardzoo mile :>

5. Eels - Meet The Eels: Essential Eels
Strasznie pozytywna muzyka, i moje mieszkanie poza domem, moja wolności, o słodka wolności... Rozpogadzają mnie ich dźwięki zawsze, nieważne co by się nie wydarzyło.

6. COMA - Zaprzepaszczone i Pierwsze wyjście
Zafascynowałam się właściwie dzięki nim mocniejszymi dźwiękami. Gdyby nie Roguc, do tej pory słuchałabym.. borze, czego ja słuchałam?.. Już nawet nie pamiętam.. A. Panic! At the Disco :>

...ma być 10, tak? To dopiszę potem, teraz mózg mi wysechł.

..ja nie lubię całymi albumami, ja mam ważne piosenki pojedyncze:
John Frusciante - Everyperson
Coma - popołudnia bezkarnie cytynowe
In Flames - The Chosen pessimist
Stereophonics, ale live from dakota - Just looking
Oasis - Wonderwall
30 Seconds to Mars - A modern Myth
APC - 3 libras

Ostatnio ważne staje się 45.

..no dużo tego no. Jest miejsce na najważniejsze piosenki, panie adminie?

[ Dodano: 2009-06-17, 16:40 ]
OOooo
7. Die Toten Hosen - Fetenhits - The Real Classics (takie debestof)
..a zwłaszcza Hier kommt Alex. No moja pierwsza płyta, no! :DD Tłumaczyłam ich teksty na język polski, śpiewałam razem z nimi i śniłam o wokaliście, chociaż nawet nie wiedziałam jak wygląda (nie był jakaś znaną celebritką, więc ciężko było go znaleźć w Twiście ;) ) a internetu praktycznie nie miałam... Ach.

..ja zdaję sobie sprawę z tego, że to nie są może albumy/ piosenki najwyższych lotów. Aaale miały być wypisane te ważne, najważniejsze, więc te moje w pełni się łapią w to określenie :)

I aha, coraz ważniejszy staje się również Tool - Lateralus.

DarkMoonlight - 2009-06-17, 17:01

Dla mnie najważniejsze albumy to (kolejność przypadkowa - brzmi jak na wyborach Miss) hehe:
1. The 69 Eyes - Blessed Be - za niesamowite dawkę przyjemnego grania, troszkę mrocznego, troszkę dołującego, za niesamowity kawałek Gothic Girl, dzięki czemu marzę o takiej gotyckiej dziewczynie;D
2. A Perfect Circle - za przepiękną muzykę, teksty dające do myślenia, za kawałek Weak And Powerless, który mnie osobiście zawsze zwala z nóg;)
3. Antimatter - Saviour, a jednak nie inny, ale ten;) Cudowny album, ambientowy trochę z damskim i męskim wokalem, niesamowicie mądre teksty, głębokie, a czasami użytych jest tylko parę słów w piosence;)
4. Closterkeller - Graphite, wiem wiem dla Was Anja jest zbyt mroczna lub na taką się tylko kreuje, ale pomijając sprawę Anjii, muzyka na Graphite urzeka swym pięknem:)
5. Green Carnation - The Acoustic Verses - uwialbiam ją za całokształ, ale szczególnie urzekły mnie dwa numery, które ubóstwiam: The Burden Is Mine... Alone oraz Sweet Leaf.
6. Że jakiś album Katatoni to było pewne, ale jaki? hehe zdecydowałem się, odtwarzając wydarzenia z zycia, że jednak Last Fair Deal Gone Down, za całkoształt i śliczne teksty;)
7. My Dying Bride, i taka sama sprawa jak z Katatonia, jaki album wybrać:) and Attention, wybrałem: album z 1998 - 34.788%... Complete, tak tak tak;) Ubóstwiam go, wiem, że większość się odwróciła od MDB po tym albumie, ale ja kocham:) przemawia do mnie niesamowice to wydawnictwo:)
8. Moonlight Integrated In The System Of Guilt, jednak za Noom, Reset, Na Lepsze...
9. Little Earthquakes - Tori Amos;) choć większość albumów tej Pani mogłoby się tu znaleźć:)
10. Byłbym kłamcą gdybym nie podał jakiegoś albumu Nightwisha, choć cała twórczośc wpłynęła na mnie;) na mój gust muzyczny;) Wishmaster, Oceanborn, Century Child;)
Tego jest masa;) dodałbym na dzień dzisiejszy Paradise Lost, Porcupine Tree, TOOLa;)
ale słucham ich zbyt krótko, zeby orzec, ze ten album jest dla mnie najważniejszy, Opeth, Riverside:) te zespoły wpłynęły na moją wrażliwość muzyczną;)

semako - 2010-03-11, 15:59

aj minęło trochę czasu i chyba pora spojrzeć za siebie i zobaczyć co tam się zmieniło... a kilka rzeczy się zmieniło! jak najbardziej. w ciągu ostatniego roku słuchanie muzyki zajmowało mi większą część życia :D słuchałem więcej niż spałem :D i dużo rzeczy było nowych, dużo rzeczy poznałem w całości i mogę na nie spojrzeć teraz z dystansu i wyróżnić kilka najważniejszych w moim mniemaniu ;) więc bach!

KID A od radiohead. chyba najspójniejsza płyta wszechczasów. chyba najlepsza płyta jaką słyszałem. płyta niesłychanie alegoryczna... wchodzi głębiej niż cokolwiek innego...
10000Days od toola. wciąż zaskakuje i przytłacza jak nic innego. metal idealny. nie potrafię sobie wyobrazić lepiej zagranej ciężkiej płyty...
downward spiral od NIN. zastanawiałem się czy nie dać Fragile... ale tu jest Closer. Nie wiem co zażywał Trent w czasie robienia tej płyty. Downward Spiral i Fragile to dla mnie złota era w historii NIN. ach ;)
Druqs Aphex Twin... chyba nigdy Twina nie poznam. mogę tylko słuchać i jestem bezsilny wobec niego. absolutnie po roku słuchania, zaczynam widzieć w nim jakieś kształty :DD mam nadzieję że będzie coraz wyraźniej ;)
Deftones Deftones. bo to jeden z moich ulubionych zespołów. i ich pierwsza płyta jaką usłyszałem. od tego czasu słucham bez przerwy i mi się nie znudziła... 7 lat! 7 lat! o rany!
Mezzanine Massive Attack - w sumie tutaj się trip hop wykrystalizował - zaczął się wcześniej, ale tutaj przyjął już obraz ostateczny. wspaniała rzecz ;) hah!
Antichrist Superstar chyba najczęściej słuchana przeze mnie płyta z telefonu. połowa podróży pociągami i różnego łażenia w ciągu tego roku mi minęła przy Antichriscie. Zgnilizna, wrzask, ciężar jakich mało, no i walec - Reflecting God.
Hail to the Thief Radiohead. płyta-bajka... pełno tutaj magii, piękna i w ogóle i czuję się jakbym słuchał jakiejś bajki. płyta-życie - tutaj nie wszystko kończy się dobrze "just cause you feel it, doesn't mean it's there..." tutaj łatwo się zgubić i już nie wrócić, a na końcu pod drzwiami wita nas szantarzem zły wilk... i zostawia w bezsilności... piękna rzecz!
the man who sold the world Bowiego. co tu powiedzieć - świetna opowieść o szaleństwie, momentami niesłychanie paranoiczna, infantylna... pisana z perspektywy szaleńca niejako... rewelacja! spójna i wspaniała. poza tym to niesłychany wehikuł czasu! to było w 1972? no nie wierzę! no nie wierzę!
Reise! Reise! R+. chyba moja ukochana płyta Rammsteina. pokochałem niemiecki dzięki niej - a to już wielka zasługa. ogólnie bez słabego momentu... wspaniała rzecz. myślę że mógłbym dać jeszcze Sehnsuht... mechaniczna niesamowita i ciężka... ale mimo wszystko, ze względu na Ohne Dich, na Morgenstern i na Dalai Lamę... zostaję przy Reise! Reise! :DD



chciałoby się wymienić więcej znacznie - nie wymieniłem nic od Pearl Jamu... a trzeba by to zrobić! także nic od bjork, i od wielu innych. no ale jakby tak spojżeć na ten rok słuchania, to to są najważniejsze punkty. chyba rzeczy które mnie najbardziej poruszyły i zostały przy mnie. niech tak będzie! aj!

Dominik - 2010-03-11, 21:28

Ach też coś naskrobię bo i mi w ostatnim czasie pozmieniały się orientacje muzyczne, choć nie wiem czy to dobre określenie raczej poznałem trochę muzyki która została ze mną już i pewnie zostanie już do końca. No to zaczynamy:

1. Tu nie potrafię wskazać jednego albumu, muszę powiedzieć że wszystkie krążki zespołu Swallow The Sun są dla mnie arcydziełami. Dawno żaden zespół tak mnie nie opanował, nie zawładnął mną, ich muzyka przeszła przeze mnie i zostawiła coś w środku czego już mam nadzieje nigdy nie stracę. Tak jak i pierwszy album "Mourning Never Came" do którego nie mogłem się przekonać, teraz po genialnym pod każdym względem "New Moon" jest moim drugim ukochanym krążkiem StS, tak też "Hope" czy "Ghosts Of Loss" oraz EP-ka "Plague Of Butterflies" są czymś wspaniałym. Ostatni raz podobnie zawładnął mną zespół Unleashed i było to ok półtora roku temu i nie wiem czy można to porównać Finowie po prostu zniszczyli mi psychikę, oczywiście w pozytywnym słowa tego znaczeniu, a co Szwedom się nie do końca udało. Ich albumy przeleciały przez mój umysł ok 200 razy i jeszcze mi sie nie znudziły i raczej to nie nastąpi.Tak więc wszystkie krążku tego wielkiego "młodego" jeszcze zespołu są dla mnie nr 1 ostatnich miesięcy, nie nawet nie miesięcy tygodni ale już wiem że to jest znajomość zakończona związkiem małżeńskim.

2. Drugim zespołem jest który ostatnimi czasy zawładnął mną podobnie jest Paradise Lost. Zespół którego nie lubiłem i nie rozumiałem, nudził mnie teraz odkrywa coś dla mnie nowego. Jak pierwsze albumy były dla mnie niezjadliwe tak też pozostały ale sytuacja odmieniała się gdy posłuchałem, wsłuchałem się, w krążki ostatnie. Mam tu na myśli "Symbol Of Life", "Paradise Lost", "In Requiem", "Faith Divides Us Death Unites Us" oraz w lekko mniejszym stopniu "Draconian Times" i "Icon". To wszystko czego nie widziałem, nie słyszałem kiedyś teraz pojaśniało, rozwiązało się i zdobyło mnie. I raczej nie widzę żadnego powodu by ma znajomość z PL się skończyła.

3. Barren Earth "Our Twilight" - tu mogę wymienić jeden album a raczej EP-kę bo jeszcze albumu nie wydali, ale już niedługo... Ten cztero-utworowy krążek powalił mnie na kolana nie od razu, ale po kilku przesłuchaniach, jest to połączenie mocnych riffów, melodii, klimatu, melancholii, wściekłości ale i łagodności czy też zmysłowości... Jedna z najlepszych tzw EP-ek jakie słyszałem w życiu i mam nadzieje że album nie będzie inny.

4. Deftones... i tu także nie wymienię jednego albumu ale wszystkie, ciągle jest to dla mnie zespół nr 1 w ogóle i nie zmieni tego nic. Każdy album słuchał co jakiś czas, a to na odtwarzaczu mp3, a to na komputerze a to z płyt... nigdy ich nie opuszczę i tyle.

5. Katatonia "Night Is The New Day" - album trudny i bardzo wymagający jak dla mnie, trzeba mi było ok 20 przesłuchań by wyłonić z tego krążka piękno które w sobie kryje, arcydzieło jakie nagrali Szwedzi jest dla mnie albumem roku 2009 na równi z "New Moon" StS hehe, i ciągle co jakiś czas ląduje on w moim odtwarzaczu, co jakiś czas raczę się tymi melancholijnymi hymnami przepełnionymi smutkiem, mrokiem ...

6. Creed "Full Circle" - amerykanie tym krążkiem zaliczyli bardzo udany powrót zza światów. Mimo iż ludzie jak widzę nie bardzo przepadają za Creed AD 2009 ale mnie ten album urzekł może to zabrzmi dla niektórych z Was głupio ale szczerością, nie czuć w nim szukania sposobu do zarobku, ale zwykłą chęć gry, chęć powrotu i grania koncertów, pisania bardzo fajnych piosenek rockowych.

na razie tyle...

Rob - 2010-11-03, 23:37

A jak już trochę może nie nawiązując sądzę że najważniejszy album jest pojęciem zgoła wyświechtanym, przynajmniej jak dla mnie, człowieka jeśli chodzi o muzykę ciągle ewoluującego. Kiszenie się w jednej określonej beczce już dawno przestało mnie rajcować i tak z nieokrzesanego heavy metalowca zacząłem zmieniać się w to:



Owszem, nie będę tutaj dementował, były swojego rodzaju katalizatory, i nadal zresztą są, ale 99% muzyki z tagiem metal to muzyka jakby nie było - nudna. Więc jeśli już miałbym coś przedstawić to na pewno z dwóch różnych światów, teraz i przedtem.

Running Wild - Under Jolly Roger , cięzko mi było cokolwiek wybrać jeśli chodzi o Niemiecki heavy metal, obecnie wymieniając nie omieszkałbym chyba tylko gównem nazwać Grave Digger, dla mnie cała dyskografia Running Wild jest genialna, Kasparek tworzył muzykę oryginalną na swój sposób klimatyczną, z charakterystycznym brzmieniem gitary i wokalem, Under Jolly Roger chyba najdłużej katowałem a tytułowy zna każdy.

Manowar - Louder Than Hell, motoryka i ogień przede wszystkim, w dodatku jeszcze dobre melodie bez pompy i zbędnego nadęcia charakteryzującego dwie ostatnie płyty, jednak z zza Oceanu zawsze bardziej wolałem teutonskie granie Sheltona.

Judas Priest - Screaming For Vengeance - nie będę ukrywał, ale ja swojego imiennika dzierżącego sito w tym zespole z łóżka bym nie wypuścił prowadząc z nim całonoce konwersacje rzecz jasna, ewentualnie wsadzając mu coś w odbyt by mógł wyciągać fenomenalne falsetto. You've Got Another Thing Comin' pozostaje moim ulubionym kawałkiem do dnia dzisiejszego, bardziej jarającego mnie brytyjskiego heavy nie było i chyba już nie będzie.

Manilla Road - Crystal Logic , Atlantis. Dwa zupełnie inne oblicza zespołu, KMWTW dlaczego, jesli Crystal Logic z niszczącym obiety hitowym Necropolis był heavy metalową epicką petardą to Atlantis była post hybrydą epickiego metalu czy woli epicką hybrydą metalowego postu. ugh.

Beggars Opera - Waters of Change, folk prog psych rock nie lubię chociażby zbytnio Jethro Tull i ciężko mi było się przekonać do tego kolektywu Andersona, ale Beggars Opera kochałem od pierwszego usłyszenia, już w otwierajacym Time Machine zostałem kupiony, jeśli coś pierdolnąłem to tylko przez to ze pisze z pamieci a ta ulotna jest. Swego zasu lubilem tez sluchac Black Widow ale ktos juz mi to obrzydzil i od tego czasu nie sluchalem.

Mastodon - Leviathan, na dobrą sprawę pierwsza wycieczka w poza klasyczny metal i będąca strzałem w 10 tkę, o tym albumie napisano już pewnie wszystko.

Celtic Frost - Monotheist, smoła, nienawiść, osamotnienie. Nie, to nie jest death doom. Death Doom w tym momencie spierdala na pola ryżowe, po drodze topiąc krokodyle łzy w celulozie.


New Model Army - Impurity, nośne melodie na zakorzenionym w folku, punkowym kręgosłupie, jeśli nie najlepsza, to moja ulubiona płyta zespołu Sulivana. Lust For Power!

Smashing Pumpkins - Mellon Collie And Infinite Sadness, wprawdzie nigdy do końca nie mogłem się zdecydować czy bardziej lubię Siamaese Dream czy ten album, jednakże liczba utworów tych które mnie niszczyły i robią to nadal jest większa na tej dwupłytowej więc nic dziwnego.

Spiritual Front - Armageddon Gigolo, troche cave'a, troche morricone, szczypta neotango, bazylia, pieprz(enie) a raczej tekst yo pieprzenie, co prawda nie tak wymowe jak w ORE gdzie sperma w ustach jest na codziennym miejscu, ale piękno wyłaniające się chociażby z przejmującego głosu Simone współkomponującego się z przesiąkniętą zarówno roamtyzmem jak i erotyką muzyką niszczy kamień w sercu i nerkach.

Killing Joke - Killing Joke (2003), jednym słowem szok, niszczące bębny które dogrywał sam Grohl, Coleman wypruwający płuca a wokal jego nie do zdarcia. Ja co prawda nie wiem gdzie to nagrywali, poderzewałbym że na pewno w profesjonalnym studiu (a nie jak pandemonium we wnętrzu jednej z piramid czy Hosannas w jednej z piwnic w pradze na magnetofonie szesnastosladowym). Ponadto szamanski, mistyczny klimat jest na tej plycie, sa emocje, jest moc wynikajaca zapewnie z nakladanych na siebie sciezek, w ciszy ta muzyka potrafi zabic.

Lady Gaga - The Fame Monster, jeden z tych albumów dzięki który zacząłem chłonąć głupokowate fat beats i lodowate lyrics czy też odwrotnie sam już nie wiem, ale w klubach czy akademiku swego czasu niszczyłem wątrobę nie zwracając uwagi na to co leci okopując się kompeltną ignorancją co jakiś czas wypytując o nieznane mi utwory np. Carla Coxa czy Tocadisco, absolutny hype na to również w pewien sposób pomógł mi w zrozumieniu tej płyty. Szkoda tylko że muzyka jest tylko dodatkiem do Gagi a nie odwrotnie.

Lungfish - Love Is Love, Nick Cave & The Bad Seeds - Murder Ballads, Reverend Glasseye - Our Lady Of A Broken Spine, tegoroczne Magic Lantern - Platoon i wiele innych mógłbym tutaj wrzucić, jak pisałem może nie jako te albumy najważniejsze i najbardziej wpływowe bo tym samym można zostać skazanym na ignorancję, ale przede wszystkim jako te płyty do których nie boję się wracać, płyty dla odmiany będące znakomitym partnerem/partnerką podczas nieoświetlonej drogi do domu, będące również swego rodzaju drogowskazem w ciemnej dolinie, prezerwatywą w ognisku HiV itp.

The Kaco - 2010-11-11, 10:33

Oj Lupku, chyba musisz posłuchać Your Funeral... My Trial Cavea i Bad Seedsów bo to imho ich najlepszy album (z tych, w których Cave śpiewa jak loungeowy singer :DD ). Swoją drogą gdybym walną updata to chyba powtórzyłyby się tylko dwa albumy :P
zagwozdka - 2010-11-11, 14:04

Dlatego ja nie silę się na jakieś rankingi, bo i tak mi się zmienia co chwilę ;p
semako - 2012-03-25, 17:42

Ok minęły kolejne 2 lata słuchania, a co za tym idzie, dużo nowych płyt się przewinęło między lewym a prawym uchem, niektóre weszły do moich ukochanych płyt inne po prostu strasznie lubię. Zaraz jakieś tam wymienię, coś tam napiszę ;)

Ukulele Songs Eddiego Veddera - totalnie magiczna płyta, która udowadnia że fajerwerki, skakanie, wybuchy i lasery nie są potrzebne żeby nagrać niezapomnianą płytę. Wiele osób zarzucało jej jednostajność itd, ale tak po przesłuchaniu najbardziej w uszy biją niesamowite melodie, proste i piękne kompozycje. Niesłychanie porusza i kopie. Po przesłuchaniu przez miesiąc chodzi się i śpiewa w zasadzie każdą z piosenek.

Conditions of my Parole Puscifera - w życiu nie spodziewałbym się że ta płyta wyjdzie, myślałem, że po pierwszej płycie i EPce Maynard zajmie się bardziej toolem niż innymi rzeczami, ale gdy ukazała się informacja o tym że nowa płyta się pojawi zdechłem. Dobrze że Puscifer jest czymś więcej niż jakimś tam pobocznym projektem. Po pierwszym kawałku byłem roztrzaskany, po kolejnych nic się nie zmieniło. Chodzę, słucham, śpiewam, płyta cudowna, może nieco zbyt podobna do APC momentami, no ale to nie minus koniec końców.

American McGees Alice OST Chrissa Vrenny - totalny młot, tak gęstego klimatu nie słyszałem jeszcze dosłownie nigdzie, od półtora roku regularnie wracam, całość cudowna, nastrojowa, przenosi w XIX wiek. Niesłychane harmonie między poszczególnymi instrumentami i dźwiękami. Nie zapomnę nigdy!

Cruel Melody od Black Light Burns - świetna płyta, a najlepsze w niej jest to że to zespół Wesa Borlanda, po którym spodziewałem się czegoś bardziej "LBowego" a tutaj coś zupełnie innego, świetne połączenie elektroniki z cięższymi gitarowymi rzeczami, świetny nastrój w utworach, rytmika no i melodyka ładnie porywają. Dość długo słuchałem, często wracam.

Bubblegum Marka Lanegana - też wracam bez przerwy od dwóch lat chyba. Płyta zatrzymała mnie przy sobie na cały ten czas, wystarczając w zupełności, nie miałem nigdy przy niej chęci na słuchanie innych rzeczy od Lanegana - totalnie mi wystarczała. Niesamowita, melodyjna, duszna, ciężka. Porywa pięknymi balladami i nie zostawia suchej nitki na całej długości.

the Rise and fall of Ziggie Stardust and spiders from Mars; Alladin Sane; Diamond Dogs Davida Bowiego. 3 totalnie różne albumy, świetne rewelacyjne i rewolucyjne, nagrane z tego co pamiętam na przestrzeni 2 zaledwie lat, zawierają wielką rozpiętość jeśli chodzi o brzmienia. Dlaczego akurat te 3 płyty? bo przez nie udało mi się przebrnąć w ostatnim czasie (nie licząc skoków w późniejsze wydawnictwa Bowiego), są świetne, polecam w całości wszystkim ;)


dużo tego jeszcze, ale stare wymienione albumy można w tę listę wliczyć, a i sporo jeszcze trzeba by wyliczyć, ale jakoś teraz nie mam na to siły ;)

The Kaco - 2012-03-25, 18:19

No Bubblegum jest świetne. Pierwsza połowa to same hiciory (kurwa! album ma 15 tracków i nie mogę powiedzieć 'połowa' ale już to zrobiłem i się nie cofnę przed niczym).
semako - 2012-03-25, 18:42

no tak, na całym albumie nie ma w zasadzie ani jednej piosenki którą bym omijał. a prawie każdy album który znam ma taką piosenkę przynajmniej jedną. :O

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group