• Profil • Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości • Zaloguj
Rock Room - Forum fanów muzyki gitarowej Strona Główna
• FAQ  • Szukaj • Użytkownicy • Grupy • Rejestracja • Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Riverside 10th Anniversary Tour
Autor Wiadomość
Natta 
mommy


Last.fm: nattem
Numer buta: 39
Ulubiony muzyk: Akerfeldt/vanGiersbergen
Wiek: 33
Dołączyła: 16 Mar 2009
Posty: 2927
Skąd: Kętrzyn/Gdańsk
Wysłany: 2011-05-30, 23:36   Riverside 10th Anniversary Tour

Jeśli ktoś jeszcze był na którymś koncercie z tej trasy, to niechajże wrzuci swoją relację! Wiem, że Darku był. I Wisdom był. I wiem, że nawet mają te relacje napisane, więc wklejać, chłopaki!

Riverside 10th Anniversary Tour 2011
Paatos, The Pineapple Thief, Riverside
Centrum Stocznia Gdańska, 28.05.2011


Nigdy nie byłam w Centrum Stocznia Gdańska, a warto opisać ten obiekt, gdyż miał istotny wpływ na odbiór muzyki. Położony jest na styku Gdańska Głównego i Stoczni, ale dostać się tam nawet z mapą było troszkę ciężko. Mimo to dotarliśmy. Obiekt trzeba było obejść z jednej strony, żeby się dostać do środka - i podczas tego spaceru dostrzegliśmy panów z Riverside odbierających dostawę z Pizza 33. I w takich okolicznościach pierwszy raz zobaczyłam Mariusza Dudę. Kawał dryblasa z niego :D W każdym razie nie przeszkadzając im poszliśmy sobie do środka. Mam nadzieję że im smakowalo ;)
Zastaliśmy wielgachne, postindustrialne, loftowe wnętrze. Mile zaskoczyła nas ogromna palarnia z ławami i stołami, to było bardzo wygodne. Gdy otworzyli bramy, ujrzeliśmy jeszcze większe, ogromne pomieszczenie - żeby nie skłamać, ze dwa razy większe od Stodoły. Filary po obu stronach tworzyły coś w rodzaju nawy głównej i pobocznych. A na podłodze - kostka brukowa, kocie łby i szyny kolejowe. Przed wojną produkowano tam U-Booty, po wojnie inne części do statków. Miejsce miało klimat, nie powiem. Sęk w tym, że nagłośnienie takiego kolosa to wyzwanie. Wyzwanie, któremu akustycy niestety nie sprostali, nie do końca. Ale zachwyciło mnie oświetlenie. To były najlepsze światła, jakie widziałam. Magiczne, pełne uroku, pokrywające drewniany sufit CSG groszkami czy "robaczkami", strzelające dziwacznie rozpryśniętymi strugami światła w publiczność, rysujące gwieździste kształty za muzykami. A najbardziej podobały mi się smugi światła w kształcie przestrzennych ostrosłupów! Miało się wrażenie, że można tam włożyć rękę, do środka. Ciekawe też były podwieszone nad sceną cztery krzyże, które mieniły się przeróżnymi barwami (najczęściej na czerwono).

Paatos zagrał pierwszy. Stanowczo nie nadają się na koncerty do takich przestrzeni. Ich muzyka była nużąca, solówki męczące, a gitarzysta strasznie pierdolił Petronelli w chórkach. Co do niej, jako jedyna mnie urzekła podczas tego występu. Wszystko czyściutko, pięknie zaśpiewane, rozsądnie korzystała z oddechu, a przede wszystkim bardzo umiejętnie posługiwała się efektami (ciekawe jaki ma sprzęt). A nie każdy wokalista potrafi rozsądnie korzystać z efektów i wychodzi kupa. Ale sama Petronella nie uratowała Paatosu i muszę powiedzieć że na ich występie się wynudziłam.

Występ The Pineapple Thief (co za okropna nazwa!) był już żywszy i ciekawszy. Nie wynika to z lepszych umiejętności (jazda flaszką po gryfie to było tanie efekciarstwo) tylko z ich kompozycji. Ale wokalista mi nie podpasował, strasznie nie lubię takiej britpopowej barwy głosu, chociaż to pół biedy. On sobie nie radzi na wyższych dźwiękach, strasznie fałszował. I dostawał zadyszki na szybszych partiach wokalnych.

Paradoksalnie, w domowym zaciszu z przyjemnością słucham Paatos, a The Pineapple Thief nawet nie mam ochoty włączać, chociaż lepiej bawiłam się podczas ich występu :D

W międzyczasie podeszliśmy do obficie zaopatrzonego stoiska z merchem i nabyliśmy najnowszą EPkę, kosztowała 30 zł. Był tam merchandise wszystkich trzech zespołów, ale najciekawsze oczywiście był koszulki Riverside, szczególnie taka przedstawiająca cały zespół w wersji kreskówkowej. Gdybym miała więcej kasy, bez wahania bym ją nabyła ;)

No a potem był występ gwiazdy wieczoru. Chłopaki z Riverside wymietli! Duda był perfekcyjny zarówno jeśli chodzi o bas, jak i o wokal. Największe wrażenie jednak wywarł na mnie klawiszowiec, pan Łapaj, który jest dla mnie od tego występu absolutnym kurwa mistrzem świata w tej dziedzinie. Reszta zespołu też pokazała, co potrafi. Efektem był długi, około dwugodzinny gig bez ani jednego słabego punktu. Świetnie łączyli stare kawałki z nowszymi, zaprezentowali też dwa rewelacyjne utwory z nowej EPki - "Living in the Past" oraz "Forgotten Land". Podoba mi się chrypka Dudy w tym ostatnim kawałku. Duda ma specyficzną konferansjerkę, najpierw powitał nas, podziękował że pomimo finału Ligi Mistrzów dotarliśmy na koncert. Potem nie mógł rozruszać publiki w "Conceiving You" i trochę nas pojechał. Publika wybrnęła z tego, gdy zagrali "Left Out" i Mariusz krzyknął "a teraz śpiewamy jak na stadionie!". No i rzeczywiście było takie "ooooooooo" jak podczas meczu, przez chyba piętnaście czy szesnaście taktów. Daliśmy radę.
A na samym końcu powiedział nam (tak a propos tej niemrawości na początku koncertu): "Na początku myślałem, że jesteśmy w Warszawie". Publika zareagowała głośnym buczeniem, ale Duda szybko dodał "Ale teraz wiem gdzie jestem, dzięki Gdańsk!". No i wyszli na dwa bisy, podczas których zagrali trzy kawałki.

Chciałabym jeszcze dodać, że profesjonalizm Riverside jest na światowym poziomie. Przewyższali swoje supporty o kilka klas. Podobną profeskę widziałam tylko na koncercie Opeth.

Ogólnie więc koncert uważam za udany, ale z drugiej strony był to najbardziej męczący fizycznie koncert w moim życiu! Nierówna podłoga z kocimi łbami i szynami prawdopodobnie była powodem złej postawy i przeraźliwego bólu kręgosłupa i stawów biodrowych, które dotknęły cała naszą sześcioosobową ekipę bez wyjątku. Gibałam się trochę, co pomagało na kręgosłup, ale sprawiało z kolei ból nóg i stawów. Poza tym basy niosły się po sali w dziwny sposób, wprawiając w niesłychane wibracje wszystkie moje narządy wewnętrzne. Dziwnie się po tym czułam, miałam wrażenie że mi się wszystko w środku trzęsie jeszcze przez kilka godzin. Brrr.
_________________


Ostatnio zmieniony przez Natta 2011-05-30, 23:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
REKLAMA 
Zespół RR!!!

Last.fm: nattem
Numer buta: 39
Ulubiony muzyk: Akerfeldt/vanGiersbergen
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 1071
Wysłany: 2011-05-30, 23:48   

Ostatnio zmieniony przez DarkMoonlight 2011-05-30, 23:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
DarkMoonlight 
Zespół RR!!!


Last.fm: evanescenek
Numer buta: 45
Wiek: 37
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 1071
Skąd: Nowy Sącz
Wysłany: 2011-05-30, 23:48   

Napiszę taką szybką relację z koncertu.
Kamilka odprowadziła mnie pod Rotundę, pod którą zebrały się tłumy. Mówię wam ja jeszcze tylu ludzi nie widziałem w tym klubie. Organizacja była świetna, z wszystkim sobie radzili. Z jednej strony sprawdzali bilety, z drugiej wchodzili ludzie z zaproszeniami i zwycięzcy konkursów itp. Nota bene JA.
Wszedłem do klubu, oczywiście nie znałem NIKOGO i tak było do samego końca, byłem sam jak palec, nie mogąc się odezwać do nikogo, z nikim się napić piwa, pogadać. Chujnia jak nie wiem i oczywiście szukałem Wisa, podszedłem nawet do trzech panów z pytanie: Czy ma Pan na imię Tomek, na co oni z dziwną miną odpowiadali: "nie" i na tym się skończyły moje poszukiwania. No ale wszedłem do sali koncertowej i prawie się zaczynał koncert Paatos. Byłem "prawie" pod samą sceną. Petronella ma piękny głos, kolejny który ląduje w moich "naj". Śpiewała pewnie, mocno, w górnych partiach jak Anneke, co oczywiście jej powiedziałem. Jedynie mały minusik - grali większość utworów z najnowszej płyty - Bretahing, co mnie cieszyło z jednej strony, bo bardzo lubię ten album, ale jednak brakowało perełek z innych albumów. No urzekła mnie ta kobieta niesamowicie. Zastanawiam się, czemu grali na samym początku, bo wiadomo, że jak to był koncert Riverside i ich jubileusz to, że oni będą na końcu jako gwiazdy wieczoru, ale Złodzieje Ananasów? No ale nie ja o tym decyduje, bo jakby tak było to The Pineapple Thief w ogóle by nie zagrało. Petronella i jej koledzy z zespołu zabrali mnie ze sobą w muzyczną podróż. Niestety nie wyszli na bis, ale chyba jest taki zwyczaj, że supporty nie wychodzą ponownie.
Po Paatosie "chwila" przerwy i znów udałem się po piwo i na poszukiwanie Wisdoma lub kogoś znajomego. Niestety - fiasko.
Na Złodziejach Ananasów stałem już trochę dalej i dobrze, bo wokalista niestety czasem nie wchodził sobie czysto w dźwięk. Nadrabiał trochę fajną barwą ale nie zmienił się mój stosunek do tego projektu, na albumach mogę od czasu do czas posłuchać ale na żywo raczej bym już nie chciał. Nie wiem jak inni ludzie ale ja w ogóle nie czułem nic, żadnych emocji, nie przeżywałem tej muzyki. W ogóle nie moja bajka, jak skończyli grać to się cieszyłem, bo już było mi tak gorąco i śmierdziało potem z każdej strony, że przydał mi się spacer.
Riverside - niezaprzeczalnie gwiazda wieczoru. Zaczęło się od migoczących świateł w kolorze czerwonym, po chwili na scenę wyszli perkusista i inni muzycy i na końcu Duda. Nie znam bardzo dobrze twórczości Riverside ale grali największe hiciory, z różnych płyt. Conceiving You, zaśpiewane razem z publicznością, które kocham w każdej postaci. Mariusz ma naprawdę piękny głos. Taką ma miękkość i lekkość śpiewania. Furorę w mojej głowie zrobiło wykonanie na żywo numeru z najnowszej EP- ki, Living In The Past. No świetne to było. No i oklaski na stojąco, odśpiewane Sto Lat, podziękowania. Mówienie, że Kraków jest zajebisty, że Riverside kochają to miasto i tyle. Skończyło się, niby ale nie dla mnie, bo jak wychodziłem to muzycy Paatos pakowali sprzęt i podszedłem do Petronki i zapytałem czy mogę sobie z Nią zrobić zdjęcie, zgodziła się bez problemu. I znów śmieszna sytuacja, bo zdjęcie robił nam jej kolega i ja dałem mu aparat i On się pyta: "Where's the button?" a ja nie usłyszałem i zacząłem mu tłumaczyć jak ma robić zdjęcie, w sensie, że ma nas widzieć na ekranie i nacisnąć guzik jak już ustawi wszystko. I On z Petronellą się tak zaczęli śmiać i wtedy zorientowałem się, o co chodzi i odwróciłem aparat do góry nogami, bo źle mu podałem. I porozmawialiśmy chwilę o koncercie, że fajnie śpiewa, że ma ładny głos. I piła polskie piwo - Kasztelana i powiedziała, że nawet OK ale piła lepsze. Na koniec podziękowaliśmy sobie za spotkanie i w mega dobrym humorze polazłem do domu, do Kamilki.
Śmiałem się, że zrobiłem tylko jedno zdjęcie ale właśnie to zdjęcie, o które mi chodziło:)
_________________
 
 
wisdom_tooth 


Last.fm: pogodnypesymist
Numer buta: 41
Ulubiony muzyk: A imię ich legion...
Wiek: 57
Dołączył: 11 Kwi 2011
Posty: 52
Skąd: Olkusz
Wysłany: 2011-05-31, 19:53   

No. to nie będę gorszy...a niech tam.

Wybrałem się na koncert ze względu na zespół Paatos, a poza tym wydawało mi się, że Riverside mi się spodoba :oczy: . Pinelapple Thief nie znałem i nie słyszałem nigdy wcześniej. Wiem, że zrobiłem błąd idąc na balkon w celu kontemplowania muzyki z wysokości i we względnej wygodzie.
Już teraz wiem, że zrobiłem błąd, że 9/10 koncertu słuchałem go w najgorszej :? z możliwych akustyk, a do tego ponieważ było to najwyżej to również w największym gorącu. Ludzi było w cholerę. Trochę się porozglądałem za Vin i Darkiem, ale bez szans.
Jeśli chodzi o koncert, najbardziej podobał mi się Paatos (kupiłem wreszcie ich pierwszą płytę oraz koszulkę). Chociaż pewnie wylezie ze mnie malkontent, bo owszem podobał się ale nie do końca. Petronella fałszuje!!! Dwa pierwsze utwory były najgorzej nagłośnionymi tego wieczoru, słychać było tylko gitarę i jeb, jeb perkusji. Do końca wieczoru zastanawiałem się czy balkon wytrzyma. Później chyba akustyk coś poprawił, bo było już znacznie lepiej. Same znane mi utwory, trochę żałowałem, że nie zagrali nic z pierwszej płyty ale chyba jest to wymuszone zmianami w składzie, jakie zaszły do czasu jej wydania. W sumie nieźle. Zgodnie z zasadą inż. Mamonia, najbardziej lubimy kawałki, które już :D znamy.
Następnie na scenę wyszli The Pineapple Thief, kiedy usłyszałem pierwszy utwór (nie pytajcie o tytuł, sam bym go chętnie poznał...chyba już znam "Nothing At Best") poprawiłem się w fotelu,myśląc sobie- to będzie to!! :shock: naprawdę wejście mieli elektryzujące, mocny ambientowo- transowy utwór ( ;) albo to był ten??? Wake Up The Dead). Później zagrali kilka dobrych utworów, ale pierwszego nie byli w stanie przebić. Momentami przypominali mi Archive, innym razem troszkę brit popem z lat 90 tych zalatywali. Niestety na ich przykładzie przekonałem się, że jednak prog rock to nie muzyka dla mnie. Nużące solówki, dłużyzny- mielizny, szczyt obciachu czyli solo grane flaszką po gryfie... :lol: Jestem prosty, wole prostą muzykę.
Nadszedł czas na gwiazdę wieczoru, czyli zespół Riverside. jeśli chodzi o oprawę, to była perfekcyjna- podświetlone obrazy na scenie, gra świateł, zarówno reflektorów jak i świecących krzyży umieszczonych nad sceną. Akustyka- brzmieli najlepiej, a idealnie wręcz kiedy zszedłem na dół i zacząłem słuchać ich z holu. I to jest to 1/10 kiedy naprawdę można było być zadowolonym. Repertuar znałem pobieżnie, będę ich dalej poznawał, bo ... chyba jednak warto. Wystarczy parę melodii plus niesamowity głos Dudy i to tworzy momentami magiczną atmosferę.
Pal licho dłużyzny, solówki, których nie lubię. Muzycznie najlepsi tego wieczoru... warto posłuchać ich jeszcze raz, koniecznie w lepszych warunkach i koniecznie po zapoznaniu się z ich płytami. Co czynię. Ale i tak wolę Lunatic Soul!
_________________

 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Style created by PiotreQ9 from HeavyMusic.org

| | Darmowe fora | Reklama
Darmowa reklama, reklama za free, reklamy za darmo

Metal Top - 100