• Profil • Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości • Zaloguj
Rock Room - Forum fanów muzyki gitarowej Strona Główna
• FAQ  • Szukaj • Użytkownicy • Grupy • Rejestracja • Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Najważniejsze Albumy
Autor Wiadomość
DarkMoonlight 
Zespół RR!!!


Last.fm: evanescenek
Numer buta: 45
Wiek: 37
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 1071
Skąd: Nowy Sącz
Wysłany: 2009-06-17, 17:01   

Dla mnie najważniejsze albumy to (kolejność przypadkowa - brzmi jak na wyborach Miss) hehe:
1. The 69 Eyes - Blessed Be - za niesamowite dawkę przyjemnego grania, troszkę mrocznego, troszkę dołującego, za niesamowity kawałek Gothic Girl, dzięki czemu marzę o takiej gotyckiej dziewczynie;D
2. A Perfect Circle - za przepiękną muzykę, teksty dające do myślenia, za kawałek Weak And Powerless, który mnie osobiście zawsze zwala z nóg;)
3. Antimatter - Saviour, a jednak nie inny, ale ten;) Cudowny album, ambientowy trochę z damskim i męskim wokalem, niesamowicie mądre teksty, głębokie, a czasami użytych jest tylko parę słów w piosence;)
4. Closterkeller - Graphite, wiem wiem dla Was Anja jest zbyt mroczna lub na taką się tylko kreuje, ale pomijając sprawę Anjii, muzyka na Graphite urzeka swym pięknem:)
5. Green Carnation - The Acoustic Verses - uwialbiam ją za całokształ, ale szczególnie urzekły mnie dwa numery, które ubóstwiam: The Burden Is Mine... Alone oraz Sweet Leaf.
6. Że jakiś album Katatoni to było pewne, ale jaki? hehe zdecydowałem się, odtwarzając wydarzenia z zycia, że jednak Last Fair Deal Gone Down, za całkoształt i śliczne teksty;)
7. My Dying Bride, i taka sama sprawa jak z Katatonia, jaki album wybrać:) and Attention, wybrałem: album z 1998 - 34.788%... Complete, tak tak tak;) Ubóstwiam go, wiem, że większość się odwróciła od MDB po tym albumie, ale ja kocham:) przemawia do mnie niesamowice to wydawnictwo:)
8. Moonlight Integrated In The System Of Guilt, jednak za Noom, Reset, Na Lepsze...
9. Little Earthquakes - Tori Amos;) choć większość albumów tej Pani mogłoby się tu znaleźć:)
10. Byłbym kłamcą gdybym nie podał jakiegoś albumu Nightwisha, choć cała twórczośc wpłynęła na mnie;) na mój gust muzyczny;) Wishmaster, Oceanborn, Century Child;)
Tego jest masa;) dodałbym na dzień dzisiejszy Paradise Lost, Porcupine Tree, TOOLa;)
ale słucham ich zbyt krótko, zeby orzec, ze ten album jest dla mnie najważniejszy, Opeth, Riverside:) te zespoły wpłynęły na moją wrażliwość muzyczną;)
_________________
 
 
REKLAMA 
SPOOOOOKY!

Last.fm: evanescenek
Numer buta: 45
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 5642
Wysłany: 2010-03-11, 15:59   

 
 
semako 
SPOOOOOKY!


Last.fm: jogojog
Numer buta: 46
Ulubiony muzyk: Cash i Yorke
Wiek: 38
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 5642
Skąd: planet earth
Wysłany: 2010-03-11, 15:59   

aj minęło trochę czasu i chyba pora spojrzeć za siebie i zobaczyć co tam się zmieniło... a kilka rzeczy się zmieniło! jak najbardziej. w ciągu ostatniego roku słuchanie muzyki zajmowało mi większą część życia :D słuchałem więcej niż spałem :D i dużo rzeczy było nowych, dużo rzeczy poznałem w całości i mogę na nie spojrzeć teraz z dystansu i wyróżnić kilka najważniejszych w moim mniemaniu ;) więc bach!

KID A od radiohead. chyba najspójniejsza płyta wszechczasów. chyba najlepsza płyta jaką słyszałem. płyta niesłychanie alegoryczna... wchodzi głębiej niż cokolwiek innego...
10000Days od toola. wciąż zaskakuje i przytłacza jak nic innego. metal idealny. nie potrafię sobie wyobrazić lepiej zagranej ciężkiej płyty...
downward spiral od NIN. zastanawiałem się czy nie dać Fragile... ale tu jest Closer. Nie wiem co zażywał Trent w czasie robienia tej płyty. Downward Spiral i Fragile to dla mnie złota era w historii NIN. ach ;)
Druqs Aphex Twin... chyba nigdy Twina nie poznam. mogę tylko słuchać i jestem bezsilny wobec niego. absolutnie po roku słuchania, zaczynam widzieć w nim jakieś kształty :DD mam nadzieję że będzie coraz wyraźniej ;)
Deftones Deftones. bo to jeden z moich ulubionych zespołów. i ich pierwsza płyta jaką usłyszałem. od tego czasu słucham bez przerwy i mi się nie znudziła... 7 lat! 7 lat! o rany!
Mezzanine Massive Attack - w sumie tutaj się trip hop wykrystalizował - zaczął się wcześniej, ale tutaj przyjął już obraz ostateczny. wspaniała rzecz ;) hah!
Antichrist Superstar chyba najczęściej słuchana przeze mnie płyta z telefonu. połowa podróży pociągami i różnego łażenia w ciągu tego roku mi minęła przy Antichriscie. Zgnilizna, wrzask, ciężar jakich mało, no i walec - Reflecting God.
Hail to the Thief Radiohead. płyta-bajka... pełno tutaj magii, piękna i w ogóle i czuję się jakbym słuchał jakiejś bajki. płyta-życie - tutaj nie wszystko kończy się dobrze "just cause you feel it, doesn't mean it's there..." tutaj łatwo się zgubić i już nie wrócić, a na końcu pod drzwiami wita nas szantarzem zły wilk... i zostawia w bezsilności... piękna rzecz!
the man who sold the world Bowiego. co tu powiedzieć - świetna opowieść o szaleństwie, momentami niesłychanie paranoiczna, infantylna... pisana z perspektywy szaleńca niejako... rewelacja! spójna i wspaniała. poza tym to niesłychany wehikuł czasu! to było w 1972? no nie wierzę! no nie wierzę!
Reise! Reise! R+. chyba moja ukochana płyta Rammsteina. pokochałem niemiecki dzięki niej - a to już wielka zasługa. ogólnie bez słabego momentu... wspaniała rzecz. myślę że mógłbym dać jeszcze Sehnsuht... mechaniczna niesamowita i ciężka... ale mimo wszystko, ze względu na Ohne Dich, na Morgenstern i na Dalai Lamę... zostaję przy Reise! Reise! :DD



chciałoby się wymienić więcej znacznie - nie wymieniłem nic od Pearl Jamu... a trzeba by to zrobić! także nic od bjork, i od wielu innych. no ale jakby tak spojżeć na ten rok słuchania, to to są najważniejsze punkty. chyba rzeczy które mnie najbardziej poruszyły i zostały przy mnie. niech tak będzie! aj!
_________________
- ale ja jestem wyjątkowy!
- tak! jesteś wyjątkowo chujowy!
 
 
 
Dominik
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-11, 21:28   

Ach też coś naskrobię bo i mi w ostatnim czasie pozmieniały się orientacje muzyczne, choć nie wiem czy to dobre określenie raczej poznałem trochę muzyki która została ze mną już i pewnie zostanie już do końca. No to zaczynamy:

1. Tu nie potrafię wskazać jednego albumu, muszę powiedzieć że wszystkie krążki zespołu Swallow The Sun są dla mnie arcydziełami. Dawno żaden zespół tak mnie nie opanował, nie zawładnął mną, ich muzyka przeszła przeze mnie i zostawiła coś w środku czego już mam nadzieje nigdy nie stracę. Tak jak i pierwszy album "Mourning Never Came" do którego nie mogłem się przekonać, teraz po genialnym pod każdym względem "New Moon" jest moim drugim ukochanym krążkiem StS, tak też "Hope" czy "Ghosts Of Loss" oraz EP-ka "Plague Of Butterflies" są czymś wspaniałym. Ostatni raz podobnie zawładnął mną zespół Unleashed i było to ok półtora roku temu i nie wiem czy można to porównać Finowie po prostu zniszczyli mi psychikę, oczywiście w pozytywnym słowa tego znaczeniu, a co Szwedom się nie do końca udało. Ich albumy przeleciały przez mój umysł ok 200 razy i jeszcze mi sie nie znudziły i raczej to nie nastąpi.Tak więc wszystkie krążku tego wielkiego "młodego" jeszcze zespołu są dla mnie nr 1 ostatnich miesięcy, nie nawet nie miesięcy tygodni ale już wiem że to jest znajomość zakończona związkiem małżeńskim.

2. Drugim zespołem jest który ostatnimi czasy zawładnął mną podobnie jest Paradise Lost. Zespół którego nie lubiłem i nie rozumiałem, nudził mnie teraz odkrywa coś dla mnie nowego. Jak pierwsze albumy były dla mnie niezjadliwe tak też pozostały ale sytuacja odmieniała się gdy posłuchałem, wsłuchałem się, w krążki ostatnie. Mam tu na myśli "Symbol Of Life", "Paradise Lost", "In Requiem", "Faith Divides Us Death Unites Us" oraz w lekko mniejszym stopniu "Draconian Times" i "Icon". To wszystko czego nie widziałem, nie słyszałem kiedyś teraz pojaśniało, rozwiązało się i zdobyło mnie. I raczej nie widzę żadnego powodu by ma znajomość z PL się skończyła.

3. Barren Earth "Our Twilight" - tu mogę wymienić jeden album a raczej EP-kę bo jeszcze albumu nie wydali, ale już niedługo... Ten cztero-utworowy krążek powalił mnie na kolana nie od razu, ale po kilku przesłuchaniach, jest to połączenie mocnych riffów, melodii, klimatu, melancholii, wściekłości ale i łagodności czy też zmysłowości... Jedna z najlepszych tzw EP-ek jakie słyszałem w życiu i mam nadzieje że album nie będzie inny.

4. Deftones... i tu także nie wymienię jednego albumu ale wszystkie, ciągle jest to dla mnie zespół nr 1 w ogóle i nie zmieni tego nic. Każdy album słuchał co jakiś czas, a to na odtwarzaczu mp3, a to na komputerze a to z płyt... nigdy ich nie opuszczę i tyle.

5. Katatonia "Night Is The New Day" - album trudny i bardzo wymagający jak dla mnie, trzeba mi było ok 20 przesłuchań by wyłonić z tego krążka piękno które w sobie kryje, arcydzieło jakie nagrali Szwedzi jest dla mnie albumem roku 2009 na równi z "New Moon" StS hehe, i ciągle co jakiś czas ląduje on w moim odtwarzaczu, co jakiś czas raczę się tymi melancholijnymi hymnami przepełnionymi smutkiem, mrokiem ...

6. Creed "Full Circle" - amerykanie tym krążkiem zaliczyli bardzo udany powrót zza światów. Mimo iż ludzie jak widzę nie bardzo przepadają za Creed AD 2009 ale mnie ten album urzekł może to zabrzmi dla niektórych z Was głupio ale szczerością, nie czuć w nim szukania sposobu do zarobku, ale zwykłą chęć gry, chęć powrotu i grania koncertów, pisania bardzo fajnych piosenek rockowych.

na razie tyle...
 
 
Rob 
ZNACZNIE lepszy


Last.fm: Luperican
Numer buta: 45
Ulubiony muzyk: Jaz Coleman
Wiek: 35
Dołączył: 02 Cze 2010
Posty: 1337
Skąd: z mrocznego sromu
Wysłany: 2010-11-03, 23:37   

A jak już trochę może nie nawiązując sądzę że najważniejszy album jest pojęciem zgoła wyświechtanym, przynajmniej jak dla mnie, człowieka jeśli chodzi o muzykę ciągle ewoluującego. Kiszenie się w jednej określonej beczce już dawno przestało mnie rajcować i tak z nieokrzesanego heavy metalowca zacząłem zmieniać się w to:



Owszem, nie będę tutaj dementował, były swojego rodzaju katalizatory, i nadal zresztą są, ale 99% muzyki z tagiem metal to muzyka jakby nie było - nudna. Więc jeśli już miałbym coś przedstawić to na pewno z dwóch różnych światów, teraz i przedtem.

Running Wild - Under Jolly Roger , cięzko mi było cokolwiek wybrać jeśli chodzi o Niemiecki heavy metal, obecnie wymieniając nie omieszkałbym chyba tylko gównem nazwać Grave Digger, dla mnie cała dyskografia Running Wild jest genialna, Kasparek tworzył muzykę oryginalną na swój sposób klimatyczną, z charakterystycznym brzmieniem gitary i wokalem, Under Jolly Roger chyba najdłużej katowałem a tytułowy zna każdy.

Manowar - Louder Than Hell, motoryka i ogień przede wszystkim, w dodatku jeszcze dobre melodie bez pompy i zbędnego nadęcia charakteryzującego dwie ostatnie płyty, jednak z zza Oceanu zawsze bardziej wolałem teutonskie granie Sheltona.

Judas Priest - Screaming For Vengeance - nie będę ukrywał, ale ja swojego imiennika dzierżącego sito w tym zespole z łóżka bym nie wypuścił prowadząc z nim całonoce konwersacje rzecz jasna, ewentualnie wsadzając mu coś w odbyt by mógł wyciągać fenomenalne falsetto. You've Got Another Thing Comin' pozostaje moim ulubionym kawałkiem do dnia dzisiejszego, bardziej jarającego mnie brytyjskiego heavy nie było i chyba już nie będzie.

Manilla Road - Crystal Logic , Atlantis. Dwa zupełnie inne oblicza zespołu, KMWTW dlaczego, jesli Crystal Logic z niszczącym obiety hitowym Necropolis był heavy metalową epicką petardą to Atlantis była post hybrydą epickiego metalu czy woli epicką hybrydą metalowego postu. ugh.

Beggars Opera - Waters of Change, folk prog psych rock nie lubię chociażby zbytnio Jethro Tull i ciężko mi było się przekonać do tego kolektywu Andersona, ale Beggars Opera kochałem od pierwszego usłyszenia, już w otwierajacym Time Machine zostałem kupiony, jeśli coś pierdolnąłem to tylko przez to ze pisze z pamieci a ta ulotna jest. Swego zasu lubilem tez sluchac Black Widow ale ktos juz mi to obrzydzil i od tego czasu nie sluchalem.

Mastodon - Leviathan, na dobrą sprawę pierwsza wycieczka w poza klasyczny metal i będąca strzałem w 10 tkę, o tym albumie napisano już pewnie wszystko.

Celtic Frost - Monotheist, smoła, nienawiść, osamotnienie. Nie, to nie jest death doom. Death Doom w tym momencie spierdala na pola ryżowe, po drodze topiąc krokodyle łzy w celulozie.


New Model Army - Impurity, nośne melodie na zakorzenionym w folku, punkowym kręgosłupie, jeśli nie najlepsza, to moja ulubiona płyta zespołu Sulivana. Lust For Power!

Smashing Pumpkins - Mellon Collie And Infinite Sadness, wprawdzie nigdy do końca nie mogłem się zdecydować czy bardziej lubię Siamaese Dream czy ten album, jednakże liczba utworów tych które mnie niszczyły i robią to nadal jest większa na tej dwupłytowej więc nic dziwnego.

Spiritual Front - Armageddon Gigolo, troche cave'a, troche morricone, szczypta neotango, bazylia, pieprz(enie) a raczej tekst yo pieprzenie, co prawda nie tak wymowe jak w ORE gdzie sperma w ustach jest na codziennym miejscu, ale piękno wyłaniające się chociażby z przejmującego głosu Simone współkomponującego się z przesiąkniętą zarówno roamtyzmem jak i erotyką muzyką niszczy kamień w sercu i nerkach.

Killing Joke - Killing Joke (2003), jednym słowem szok, niszczące bębny które dogrywał sam Grohl, Coleman wypruwający płuca a wokal jego nie do zdarcia. Ja co prawda nie wiem gdzie to nagrywali, poderzewałbym że na pewno w profesjonalnym studiu (a nie jak pandemonium we wnętrzu jednej z piramid czy Hosannas w jednej z piwnic w pradze na magnetofonie szesnastosladowym). Ponadto szamanski, mistyczny klimat jest na tej plycie, sa emocje, jest moc wynikajaca zapewnie z nakladanych na siebie sciezek, w ciszy ta muzyka potrafi zabic.

Lady Gaga - The Fame Monster, jeden z tych albumów dzięki który zacząłem chłonąć głupokowate fat beats i lodowate lyrics czy też odwrotnie sam już nie wiem, ale w klubach czy akademiku swego czasu niszczyłem wątrobę nie zwracając uwagi na to co leci okopując się kompeltną ignorancją co jakiś czas wypytując o nieznane mi utwory np. Carla Coxa czy Tocadisco, absolutny hype na to również w pewien sposób pomógł mi w zrozumieniu tej płyty. Szkoda tylko że muzyka jest tylko dodatkiem do Gagi a nie odwrotnie.

Lungfish - Love Is Love, Nick Cave & The Bad Seeds - Murder Ballads, Reverend Glasseye - Our Lady Of A Broken Spine, tegoroczne Magic Lantern - Platoon i wiele innych mógłbym tutaj wrzucić, jak pisałem może nie jako te albumy najważniejsze i najbardziej wpływowe bo tym samym można zostać skazanym na ignorancję, ale przede wszystkim jako te płyty do których nie boję się wracać, płyty dla odmiany będące znakomitym partnerem/partnerką podczas nieoświetlonej drogi do domu, będące również swego rodzaju drogowskazem w ciemnej dolinie, prezerwatywą w ognisku HiV itp.
_________________
LUDZIE TO ŚCIERWO, KTÓRE NALEŻY WYELIMINOWAĆ
Ostatnio zmieniony przez Rob 2010-11-03, 23:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
The Kaco


Numer buta: 46
Ulubiony muzyk: Greg Sage
Wiek: 25
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 2352
Ostrzeżeń:
 2/4/7
Wysłany: 2010-11-11, 10:33   

Oj Lupku, chyba musisz posłuchać Your Funeral... My Trial Cavea i Bad Seedsów bo to imho ich najlepszy album (z tych, w których Cave śpiewa jak loungeowy singer :DD ). Swoją drogą gdybym walną updata to chyba powtórzyłyby się tylko dwa albumy :P
_________________
kaco321 > lvl up > kaco > lvl up > The kaco > lvl down :( > kaco > lvl up > The Kaco
 
 
 
zagwozdka 
\o/

Last.fm: hszonszcz
Ulubiony muzyk: Perttu Kivilaakso
Wiek: 33
Dołączyła: 30 Paź 2010
Posty: 96
Skąd: Poznań
Wysłany: 2010-11-11, 14:04   

Dlatego ja nie silę się na jakieś rankingi, bo i tak mi się zmienia co chwilę ;p
 
 
 
semako 
SPOOOOOKY!


Last.fm: jogojog
Numer buta: 46
Ulubiony muzyk: Cash i Yorke
Wiek: 38
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 5642
Skąd: planet earth
Wysłany: 2012-03-25, 17:42   

Ok minęły kolejne 2 lata słuchania, a co za tym idzie, dużo nowych płyt się przewinęło między lewym a prawym uchem, niektóre weszły do moich ukochanych płyt inne po prostu strasznie lubię. Zaraz jakieś tam wymienię, coś tam napiszę ;)

Ukulele Songs Eddiego Veddera - totalnie magiczna płyta, która udowadnia że fajerwerki, skakanie, wybuchy i lasery nie są potrzebne żeby nagrać niezapomnianą płytę. Wiele osób zarzucało jej jednostajność itd, ale tak po przesłuchaniu najbardziej w uszy biją niesamowite melodie, proste i piękne kompozycje. Niesłychanie porusza i kopie. Po przesłuchaniu przez miesiąc chodzi się i śpiewa w zasadzie każdą z piosenek.

Conditions of my Parole Puscifera - w życiu nie spodziewałbym się że ta płyta wyjdzie, myślałem, że po pierwszej płycie i EPce Maynard zajmie się bardziej toolem niż innymi rzeczami, ale gdy ukazała się informacja o tym że nowa płyta się pojawi zdechłem. Dobrze że Puscifer jest czymś więcej niż jakimś tam pobocznym projektem. Po pierwszym kawałku byłem roztrzaskany, po kolejnych nic się nie zmieniło. Chodzę, słucham, śpiewam, płyta cudowna, może nieco zbyt podobna do APC momentami, no ale to nie minus koniec końców.

American McGees Alice OST Chrissa Vrenny - totalny młot, tak gęstego klimatu nie słyszałem jeszcze dosłownie nigdzie, od półtora roku regularnie wracam, całość cudowna, nastrojowa, przenosi w XIX wiek. Niesłychane harmonie między poszczególnymi instrumentami i dźwiękami. Nie zapomnę nigdy!

Cruel Melody od Black Light Burns - świetna płyta, a najlepsze w niej jest to że to zespół Wesa Borlanda, po którym spodziewałem się czegoś bardziej "LBowego" a tutaj coś zupełnie innego, świetne połączenie elektroniki z cięższymi gitarowymi rzeczami, świetny nastrój w utworach, rytmika no i melodyka ładnie porywają. Dość długo słuchałem, często wracam.

Bubblegum Marka Lanegana - też wracam bez przerwy od dwóch lat chyba. Płyta zatrzymała mnie przy sobie na cały ten czas, wystarczając w zupełności, nie miałem nigdy przy niej chęci na słuchanie innych rzeczy od Lanegana - totalnie mi wystarczała. Niesamowita, melodyjna, duszna, ciężka. Porywa pięknymi balladami i nie zostawia suchej nitki na całej długości.

the Rise and fall of Ziggie Stardust and spiders from Mars; Alladin Sane; Diamond Dogs Davida Bowiego. 3 totalnie różne albumy, świetne rewelacyjne i rewolucyjne, nagrane z tego co pamiętam na przestrzeni 2 zaledwie lat, zawierają wielką rozpiętość jeśli chodzi o brzmienia. Dlaczego akurat te 3 płyty? bo przez nie udało mi się przebrnąć w ostatnim czasie (nie licząc skoków w późniejsze wydawnictwa Bowiego), są świetne, polecam w całości wszystkim ;)


dużo tego jeszcze, ale stare wymienione albumy można w tę listę wliczyć, a i sporo jeszcze trzeba by wyliczyć, ale jakoś teraz nie mam na to siły ;)
_________________
- ale ja jestem wyjątkowy!
- tak! jesteś wyjątkowo chujowy!
 
 
 
The Kaco


Numer buta: 46
Ulubiony muzyk: Greg Sage
Wiek: 25
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 2352
Ostrzeżeń:
 2/4/7
Wysłany: 2012-03-25, 18:19   

No Bubblegum jest świetne. Pierwsza połowa to same hiciory (kurwa! album ma 15 tracków i nie mogę powiedzieć 'połowa' ale już to zrobiłem i się nie cofnę przed niczym).
_________________
kaco321 > lvl up > kaco > lvl up > The kaco > lvl down :( > kaco > lvl up > The Kaco
 
 
 
semako 
SPOOOOOKY!


Last.fm: jogojog
Numer buta: 46
Ulubiony muzyk: Cash i Yorke
Wiek: 38
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 5642
Skąd: planet earth
Wysłany: 2012-03-25, 18:42   

no tak, na całym albumie nie ma w zasadzie ani jednej piosenki którą bym omijał. a prawie każdy album który znam ma taką piosenkę przynajmniej jedną. :O
_________________
- ale ja jestem wyjątkowy!
- tak! jesteś wyjątkowo chujowy!
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Style created by PiotreQ9 from HeavyMusic.org

| | Darmowe fora | Reklama
Darmowa reklama, reklama za free, reklamy za darmo

Metal Top - 100