ok minęło w sumie pół roku odkąd poznałem ostatnią płytę Bowiego - Diamond Dogs oczywiście, z roku pańskiego 1974 bodajże, po drodze polizałem jakieś nowsze płyty, no ale tylko polizałem to tu to tam. Ruszyłem do przodu i zająłem się kolejną chronologicznie płytą! jestem już w roku 1975! jea! zanim napiszę coś o tej kolejnej płycie przypomnę znów bo nie robiłem tego od pół niemalże roku - Bowie kiedyś twierdził że nazywa się Ziggy Stardast i że jest z Marsa (Albert :* )
pierwszą rzeczą jaką mnie odstraszyła w płycie Young Americans jest okładka:
no cóż, ale nie ocenia się książek po okładkach prawda? przeczytałem conieco o płycie i jej nagrywanie rozpoczęło się już w czasie trasy koncertowej z diamentowymi psami i to że spora część materiału została zarejestrowana przy wspólnym graniu całego zespołu, co też jest fajne. No i włączyłem pierwszy raz i nie dosłuchałem do końca - przeraził mnie fakt że Bowie najwyraźniej wywalił wszystkie gitary i zastąpił je saksofonami i klawiszami. Ciężka była to chwila - na prawdę nie spodobało mi się to No ale uznałem że przynajmniej przesłucham ją żeby smutek był niejako uzasadniony - wziąłem na MP4 ze sobą na zakupy no i tu mnie jebło! wróciłem do domu i słucham w zasadzie do teraz (Tery uprzedzam Twojego kolejnego posta, nie wałkowałem by się do płyty przekonać - wałkuję po tym jak już się do niej przekonałem )
No ale! jedziemy - po pierwsze tym co zaskakuje jest właśnie soulowość tej płyty, momentami nieco funkuje, saksofon nieco pcha ją w inną jeszcze stronę. Spodziewałem się raczej soczystych i tęgich riffów po tym co było na Diamond Dogs... a tu zwrot w zupełnie inną stronę. świetnie napisane melodie, gospelowe momentami chórki, totalne zróżnicowanie całej płyty no i niesamowita odmienność po tym co było wcześniej są największymi, obok oczywiście poszczególnych kawałków plusami. rzucę kilka kawałków, i w sumie nie będę się rozpisywał - proszę
Last.fm: Sniegu
Numer buta: 42
Ulubiony muzyk: Nie posiadam
Wiek: 36 Dołączył: 18 Maj 2009 Posty: 261 Skąd: Police
Wysłany: 2012-04-16, 02:21
Ja przeczytałem, nic na temat kosmitów nie było.
A utwory przesłucham jutro bo dzisiaj już zrobiłem ragequita z YouTube.
_________________ I hear the sound in a metal way
I feel the power rollin' on the stage
'Cause only one thing really sets me free
Heavy Metal - loud as it can be!
To teraz ino uwożej, bo jebnę coś o kolejnej płycie Bowiego, która wpadła mi w łapy. Station to Station z 1976 roku.
W latach 70tych Bowie nagrywał płyty w sumie co roku, czasem zdarzało mu się wydać dwie płyty w ciągu jednego roku, najcudowniejsze jednak jest to, że na z albumu na album David jest kimś innym. Wymyśla samego siebie, kreuje na nowo, ingerując zdecydowanie również w brzmienia... I tak na początku lat 70 był po prostu Davidem Bowiem, by już wkrótce przyjąć nowe alter ego - Ziggy Stardust - przybysz z Marsa, grający rocknrolla na ziemi <puszcza oko do Earla> później era Aladdin sane, Diamond Dogs... w drugiej połowie lat 70 Bowie przywdział znów nową maskę - w filmie "the man who fell on eath" stworzył kolejne alter ego - Thin White Duke. Książę był zimną powłoką, pustą skorupą. Pozbawionym uczuć odczłowieczonym szkieletem. To co było w nim najbardziej niesamowite to to, że pisał niesamowicie nacechowane emocjami teksty, o miłości, samotności i tęsknocie, ale wykonywał je niesamowicie oschle, jakby nie dotykały bezpośrednio jego osoby. Porównywano go wówczas do płonącego lodu. Totalnie sprzecznego. Poza tym uzależnił się niesamowicie od narkotyków, które wpływały na jego osobowość i poglądy. W wielu wywiadach z tamtych czasów jest niewyraźny, nie umie pozbierać myśli czy też nawet płynnie się wypowiedzieć. Zaczął przyjmować jakieś utopijne poglądy, mawiał że Brytanii przydałby się faszystowski wódz. Później przyznawał, że okres powstawania filmu i bycia Białym Chudym Księciem był dla niego czasem niesłychanego emocjonalnego i psychicznego terroru.
Postanowił jednak wykorzystać ten okres i nagrać kolejną płytę. Station to Station jest "brzmieniowym powrotem do Europy" mimo że została nagrana za oceanem. Bowie odwołuje się tu do jakiejś magiczności, płyta sięga głębiej swoją tematyką - do relacji z innymi ludźmi, zwłaszcza tych opartych na miłości i tęsknocie. Odwołuje się nawet do wiary, momentami mamy tu bezpośrednie monologi kierowane do Boga, które Bowie sam określił jako modlitwę. Mamy ślady terroru, który muzyk przeżywał, jednocześnie tęsknoty za czymś więcej. Cały czas ciągnął się tutaj problem narkotyków - Duke twierdzi, że nie pamięta większości sesji nagraniowych podczas tworzenia płyty.
Tyle jeśli chodzi o tło. Sama zawartość mnie niesamowicie zadowala. Rozpoczyna się dłuuuugim, psychodelicznym tytułowcem - Station to Station - http://www.youtube.com/watch?v=ZY77zDzNmYw na początku odrealniony odgłos jadącego pociągu, później toporny, jednostajny rytm, w którym nagle po 3 minutach rozlewa się melodyjny wokal - Bowie sam przedstawia się już w pierwszym zdaniu "the return of the Thin White Duke", brzmieniowo niesamowicie, w ciągu tych 10 minut rytmika zmieni się kilkukrotnie, wszystko obróci się do góry nogami, polecam. Uwielbiam.
Golen Yearshttp://www.youtube.com/watch?v=7pSw6Dz3-8E Rytmicznie przyspiesza, da się już odczuć te lata 70te znacznie bardziej. Świetne chórki, świetna melodia no i tekst niesamowity też: "don't let me hear you say life's taking you nowhere... Angel!" whap whap whap!
Word on a Winghttp://www.youtube.com/watch?v=DTIAiMeyd7Q Myślę że to moja ulubiona piosenka na tej płycie. Niesamowita melodia, świetnie zmieniająca się w refrenie, no i przy jednym magicznym momencie w środku! Bowie twierdził, że przeżywał straszny czas w czasie odgrywania postaci Księcia, w którego wcielał się także poza sceną. Wszystkie te rzeczy skłoniły go do przemyśleń związanych z wiarą i Bogiem jako takim. Napisał więc piosenkę, którą spokojnie można określić jego modlitwą. Śpiewa o tym że strasznie się stara żeby dopasować się do "boskiego schematu rzeczy" i że mu na tym zależy i takie tam. Kawałek jest świetny, polecam z całego serca
TVC15http://www.youtube.com/watch?v=Sn8_UgMONps no! ten kawałek też uwielbiam! totalnie! normalnie nie da się go nie śpiewać! nie da się! o czym jest? Jest opisem jakichś tam schiz, które biedny David przeżywał - otóż jest o demonicznym telewizorze przyszłości. Bowie twierdził, że ma taki w pokoju. Śpiewa o tym, że przyszła do niego kobieta i oglądała TV... i została przez niego hmmm. wchłonięta... nice semako!
Stay - http://www.youtube.com/watch?v=iJVtv9LlK9Y Kawałek wykorzystujący fragmenty tekstów i melodii innego utworu z poprzedniej płyty "Young Americans". Znów bardziej funkujące brzmienia, melodyjne refreny, aż chce się tańczyć
Wild is the windhttp://www.youtube.com/wa...pRq6DV4&ob=av2e utwór jest coverem, świetnie zrobionym. Wolna ballada, myślę, że bardziej przystępna niż np "Stay", choć mimo wszystko przegrywa z "Word on a Wing". W sam raz do potańczenia Spokojna, wrażliwa i głęboka, niesłychanie kontrastująca z samą postacią wykonawcy... i to jak dla mnie największy atut.
Cóż i to tyle - na płycie jest zaledwie sześć utworów. Mimo to nie twierdzę, że to mało, no i ilość tutaj zdecydowanie przegoniona jest przez jakość. Płyta z tak wielkim tłem ma nadal do zaoferowania cały ocean swojej własnej treści, nowych brzmień, zupełnie odmiennych od tych które słyszeliśmy na poprzednich płytach! TAK się robi albumy, które nigdy nie tracą na wartości, zawsze są aktualne i poruszają. David Bowie nagrywał TYLKO takie albumy. Polecam zapoznanie się
LASEROWO!
_________________ - ale ja jestem wyjątkowy!
- tak! jesteś wyjątkowo chujowy!
To miał być żart, ale mi nie wyszło
Nawiązywałam do tego, że Jogi chyba kilkanaście razy o tym wspominał. Teraz jak tylko widzę gdzieś Bowiego, to od razu kojarzy mi się z Marsem
_________________ Practice safe sex - go fuck yourself.
Ostatnio zmieniony przez Angie 2013-06-20, 02:36, w całości zmieniany 1 raz
Last.fm: hapysz
Numer buta: --
Ulubiony muzyk: Zakk Wylde
Wiek: 38 Dołączył: 22 Lut 2009 Posty: 4851 Skąd: że znowu!
Wysłany: 2013-06-19, 23:37
Angie napisał/a:
To miał być żart, ale mi nie wyszło
Nawiązywałam do tego, że Jogi chyba kilkanaście razy o tym wspominał. Teraz jak tylko wiszę gdzieś Bowiego, to od razu kojarzy mi się z Marsem
Faktycznie, wspominał mi o tym nie przytrybiłem
Nawet mi mówił dlaczego tak to skrupulatnie powtarzał...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum